sobota, 26 października 2013

Rozdział Drugi

"Allahu, jakże ja się stoczyłem..."

*KILKADZIESTĄT MINUT WCZEŚNIEJ, OCZAMI ZAYNA*
Z ociąganiem wstałem z kanapy i przeciągnąłem się leniwie. Zerknąłem na zegarek, który pokazywał godzinę 9:18.
-No, najwyższy czas się zbierać- powiedziałem i ruszyłem w stronę mojej sypialni.
Wyjąłem z małej szafeczki świeże bokserki i skarpetki, a z dużej szafy, znajdującej się obok mojego biurka, ciemne dżinsy rurki, biało-niebieską bluzę zakładaną przez głowę i czarny T-shirt z napisem „Fuck This”. Poszedłem do łazienki i przebrałem się w naszykowane ciuchy. Poprawiłem swoją fryzurę, popsikałem się moimi ulubionymi perfumami i umyłem zęby. Następnie schowałem do jednej kieszeni spodni mój telefon, który wskazywał teraz godzinę 9:40, a do drugiej dwie stówy, które zabrałem dzisiaj Annie… Alex, czy komuś tam. Stanąłem przed dużym lustrem na korytarzu i przejrzałem się w nim- Cudowny, zresztą jak zawsze- oceniłem swój wygląd. Ubrałem na nogi moje wysokie, granatowe adidasy z Nike, opuściłem moje mieszkanie i zamknąłem je na klucz. Zbiegłem na parter i wyszedłem z ponurego budynku. Stanąłem na chodniku i wziąłem głęboki wdech. Było odrobinę cieplej, niż kilka godzin temu. Rozejrzałem się wokół siebie i dopiero teraz zauważyłem spory korek na ulicy, co mnie zresztą wcale nie zdziwiło, ponieważ była to jedna z bardziej ruchliwych ulic w Bradford. Zaintrygował mnie widok kilku jednakowych, jaskrawych autobusów stojących w korku jeden za drugim. No tak, przecież dzisiaj jest pierwszy września, czyli przyjechali uczniowie do tego popularnego liceum kawałek dalej od mojego mieszkania. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, ponieważ oznaczało to tylko tyle, że w naszym mieście pojawiło się sporo nowych, młodych, naiwnych i- co najważniejsze- bogatych dziewczyn do wyrwania. Spojrzałem na pierwszy z rządka autobusów, patrzyłem na każdą szybę po kolei, aby sprawdzić, jakie osoby znajdują się w środku. Zauważyłem już kilka całkiem ładnych dziewczyn, ale mój wzrok zatrzymał się na przepięknej blondynce, która chyba się na mnie zagapiła. Uśmiechnąłem się do niej promiennie i nie widząc żadnej reakcji z jej strony, pomachałem do niej, nie przestając się uśmiechać. Dziewczyna najwidoczniej się speszyła, ponieważ przeniosła swój wzrok gdzieś indziej, jednak ja nie mogłem oderwać od niej oczu. Zacząłem przyglądać się jej całej, a właściwie to tylko głowie i połowie tułowia, ponieważ tylko tyle mogłem zobaczyć przez szybę. Moje spojrzenie zatrzymało się na jej biuście…
Nie za duży, nie za mały, po prostu: idealny. Zagryzłem dolną wargę. Mam na nią ochotę. Po chwili postanowiłem podnieść swój wzrok z powrotem na jej twarz i jak się okazało, prześliczna blondynka znów na mnie patrzyła. Puściłem jej oczko, a ona odpowiedziała mi uroczym uśmiechem. Niestety, korek ruszył i autobus z nieznajomą pięknością odjechał. Stałem jeszcze przez chwilę w jednym miejscu, wciąż mając przed oczami śliczną twarz dziewczyny. Moja bujna wyobraźna zaczęła krążyć wokół tego, jak wyglądają jej piersi w pełnej okazałości, jak dobra jest w łóżku, ile by dała za przespanie się ze mną, kiedy postanowiłem otrząsnąć się z moich erotycznych fantazji. Ruszyłem w stronę miejsca spotkania mojego i Louisa. Mieszkałem całkiem niedaleko sklepu „u Winchy’ego”, dlatego postanowiłem udać się tam na piechotę. Cały czas myślałem tylko o tej dziewczynie, którą zobaczyłem w autobusie i im dłużej panowała w moim umyśle, tym bardziej jej pragnąłem. Po około piętnastu minutach szybkiego marszu dotarłem na umówione miejsce i stanąłem przy schodach, na których szczycie znajdowały się drewniane drzwi prowadzące na zaplecze sklepu.
-Spóźniłeś się- usłyszałem za plecami lekko ochrypnięty głos Louisa. Odwróciłem się gwałtownie i ujrzałem swojego przyjaciela w wysokich, czarnych adidasach, trochę obcisłych (jak na spodnie tego typu) szarych dresach i ciemnogranatowej, zapiętej bluzie z kapturem.
-Sorry, coś mnie zatrzymało- odparłem.
-Spoko. Po co chciałeś się spotkać?- spytał.
-Żeby wyciągnąć cię na miasto.
-Kupujemy czy…
-Kupujemy- przerwałem mu, za nim zdążył powiedzieć słowo „kradniemy”. I tak dobrze wiedziałem, o co mu chodzi, a naszej rozmowie może się ktoś przysłuchiwać- Mam raczej niewiele kasy, ale zawsze jakieś dwie bluzy czy dwie pary butów możemy sobie kupić- uśmiechnąłem się, a on to odwzajemnił.
-Więc... Chodźmy - powiedział szatyn o lazurowym spojrzeniu. Wyszliśmy z niewielkiej uliczki, na ulicę główną, zmierzając w stronę galerii handlowej. Po drodze zbieraliśmy spojrzenia wszystkich przechodniów, większość z nich była pełna przerażenia i podejrzliwości, lecz niektóre wypełnione były pożądaniem i nutką zachwytu- należały one do dziewczyn w wieku zbliżonym do naszego. 

*OCZAMI ROSE*
-No i jesteśmy- ogłosił uroczyście Niall, kiedy nasz autobus zatrzymał się przed bramą do ośrodka. Drzwi pojazdu otworzyły się z głośnym sykiem, jednak nikomu nie spieszyło się z wyjściem z ciepłego wnętrza autobusu na dwór, gdzie panował chłodny, lekko mglisty, wrześniowy poranek.
-No, ruszajcie się, dzieciaki! Nie mam na was całego dnia!- pospieszył nas kierowca. Dopiero teraz niektórzy zaczęli wstawać ze swoich miejsc. Ja wyszłam z pojazdu jako jedna z ostatnich. Zerknęłam na zegarek, 10:03. Kiedy stanęłam na chodniku, rozejrzałam się ciekawie po miejscu, w jakim się znajdowaliśmy, lecz niewiele udało mi się zobaczyć, ponieważ z jednej strony widok zasłaniał mi rządek autobusów, natomiast z drugiej wysokie mury naszej szkoły, na oko były o pół metra wyższe ode mnie. Ogromna, czarna, żelazna brama była zamknięta, a my nie mieliśmy pojęcia, co mamy robić (a przynajmniej ci, którzy dopiero w tym roku zaczynali naukę w ESL-u). Przez chwilę staliśmy na chodniku i marzliśmy, jednak po niecałej minucie czekania furtkę otworzyła nam niewysoka, mniej więcej pięćdziesięcioletnia kobieta w długiej, czarnej spódnicy, ciemnych butach na niewielkich obcasach oraz białej koszuli na długi rękaw. Jej nos był długi i lekko zakrzywiony, siwiejące już, blond włosy spięła w wysokiego koka, a jej jasne, malutkie oczy wyglądały komicznie w połączeniu z jej ogromnymi, okrągłymi okularami.
-Dzień dobry- powiedziała piskliwym głosem- Zapraszam wszystkich uczniów do środka, na rozpoczęcie nowego roku szkolnego- dodała i wymusiła na swojej twarzy uśmiech. Odwróciła się na pięcie i przeszła przez furtkę z powrotem na teren ośrodka. Za nią zaczęli wchodzić wszyscy po kolei.
-Kto to był?- spytałam szeptem Harrego, który razem ze mną szedł prawie na końcu grupy.
-Pani West, jedna z najsurowszych, najnudniejszych i najsztywniejszych nauczycieli w całej szkole- odparł Loczek- Uczy matematyki- dodał, poprzedzając moje kolejne pytanie. Kiedy weszliśmy na teren ESL-a, zaparło mi dech w piersiach. Krótka i prosta dróżka prowadziła do wielkiego, patrząc po oknach, dwu piętrowego budynku w kolorze ciemnobrązowym. Jak głosił napis nad frontowymi drzwiami, była to Elitarna Szkoła Licealna imienia Henrego Purcella.
-Udamy się teraz do sali koncertowej, gdzie odbędzie się rozpoczęcie roku szkolnego!- pani West musiała krzyczeć, ponieważ prawie dwustu uczniów, którzy ślepo za nią podążali, zupełnie nie przejmowało się obecnością nauczycielki i rozmawiało sobie w najlepsze- Proszę trzymać się w zwartej grupie, ponieważ możecie się zgubić. Mówię tutaj szczególnie do naszych nowych uczniów!- dodała i weszła do budynku, a za nią pomaszerowali wszyscy uczniowie tej szkoły. Kiedy nadeszła moja kolej, przeszłam przez duże, szklane drzwi przytrzymywane dla mnie przez Harrego i otworzyłam szeroko oczy. Byłam teraz w ogromnym hallu, w którym pod ścianami ustawione były różnokolorowe, metalowe szafeczki, przeznaczone na przetrzymywanie w nich rzeczy uczniów. Po lewej stronie znajdował się korytarz, prowadzący zapewne do klas, w których będziemy mieli zajęcia, natomiast po prawej były schody idące w dół, pewnie tam są szatnie do przebierania się na wf oraz prysznice. My poszliśmy prosto, na duży korytarz, zapewne był to korytarz główny. Ławki były poustawiane po lewej stronie, przy oknach, wzdłuż siebie. Po prawej stronie stał sklepik szkolny. Kilka kroków dalej, z prawej strony zauważyłam korytarz, mniejszy od tego, na którym się teraz znajdowaliśmy. Kilka następnych kroków później zobaczyłam kolejny, wręcz identyczny korytarz, również z prawej strony, z lewej wciąż ciągnęło się to samo: okna, a przy nich poustawiane ławki do siadania. Chwilę po tym okna po lewej stronie zniknęły, a ich miejsce zajął następny korytarz. W końcu zobaczyliśmy przed sobą ścianę i wybraliśmy jedyną z możliwych dróg (oprócz zawrócenia) skręcenie w korytarz znajdujący się po prawej stronie- Tutaj znajduje się sala gimnastyczna- nauczycielka wskazała na drzwi znajdujące się na samym początku korytarza, po lewej stronie- Ale my zmierzamy do sali koncertowej, piętro wyżej- powiedziała i weszła na schody położone naprzeciwko wejścia do sali gimnastycznej. Wdrapaliśmy się po szerokich, mało stromych schodach na korytarz wyglądający dokładnie tak samo, co ten, na którym byliśmy przed chwilą. Nawet drzwi znajdowały się dokładnie w tym samym miejscu, co tamte- I jesteśmy- ogłosiła kobieta, nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi na oścież. Nie chciałam się pchać, w odróżnieniu od sporej części uczniów, więc poczekałam spokojnie, aż wszyscy przepychający się nastolatkowie wejdą i dopiero wtedy przekroczyłam próg do sali koncertowej. Kilkanaście innych osób obrało tą samą taktykę, co ja, więc nie weszłam ostatnia. Rozejrzałam się z szeroko otwartymi oczami po pomieszczeniu, w jakim się właśnie znajdowałam. Sala ta była wielkości bardzo zbliżonej do wielkości dużej sali kinowej. Na samym końcu wybudowana była wielka, drewniana scena, na której stali teraz nauczyciele, do których szybko dołączyła pani West. Pod sceną ustawione było całe mnóstwo foteli, takich, jakie można spotkać w wielu kinach. Były one poustawiane rzędami, w ten sposób, aby zostawić przejście jednoosobowe po bokach oraz w środku. Fotele były ponumerowane od jednego do- jak zauważyłam- dwustu pięćdziesięciu! Wszyscy uczniowie siadali po kolei na fotelach: mi przypadł numer sto pięćdziesiąty siódmy, pomiędzy Harrym a Susan, która nagle pojawiła się obok mnie, sama nie wiem kiedy.
-Witam was, moi drodzy uczniowie, w kolejnym roku nauki w naszej pięknej szkole- zaczął przemawiać do mikrofonu wysoki, łysiejący, trochę gruby mężczyzna w garniturze, kiedy wszyscy zajęli już sobie miejsca- Nazywam się Richard Black i jestem dyrektorem tej wspaniałej uczelni. Mam nadzieję że spodoba się wam nauka tutaj i odpowiednio rozwiniecie swoje talenty. Najpierw pozwólcie, że przemówię do tych, którzy w tym roku zaczynają naukę w naszej szkole. Tak więc, witam was serdecznie. Najpierw objaśnię kilka najważniejszych zasad panujących tutaj. Po pierwsze: zabrania się uczniom wychodzenia ze swoich domów po godzinie dziewiątej trzydzieści wieczorem, a po dziesiątej trzydzieści nie wolno opuszczać swoich pokoi. Rzecz jasna, jeśli zachciałoby się wam skorzystać, nie krępujcie się, tylko chodzi raczej o to, aby już po tej godzinie nie hałasować, ponieważ rozpoczyna się wtedy cisza nocna. Kończy się ona o godzinie wpół do siódmej rano. Na śniadanie będzie można przychodzić od godziny ósmej do godziny dziewiątej trzydzieści rano. Lekcje będą odbywać się w godzinach: pierwsza od dziewiątej rano do za piętnaście dziesiąta, druga od za pięć dziesiąta do za dwadzieścia jedenasta, trzecia od za dziesięć jedenasta do za dwadzieścia pięć dwunasta, czwarta od za dziesięć dwunasta do za dwadzieścia pierwsza. O tej godzinie rozpocznie się przerwa na lunch, która będzie trwała do godziny w pół do drugiej, wtedy to właśnie rozpoczyna się piąta lekcja, która trwa do kwadrans po drugiej, szósta lekcja będzie trwała od wpół do trzeciej do piętnaście po trzeciej, siódma od dwadzieścia pięć po trzeciej do dziesięć po czwartej, ósma od dwadzieścia po czwartej do pięć po piątej. Od godziny dziesięć po piątej po południu do godziny za dwadzieścia szósta jest czas na zjedzenie obiadu. Do szóstej macie czas wolny, a w godzinach od szóstej do dwudziestej pierwszej macie czas na lekcje specjalne, tu do uzgodnienia z nauczycielem w jakich godzinach. Na tych zajęciach ćwiczyć będziecie w grupach. Oprócz tej jednej godziny dziennie, zajęcia specjalne będą odbywać się też w czasie waszych lekcji normalnych, będzie na to poświęcona jedna godzina lekcyjna. Oczywiście nie będziecie cały czas mieli lekcji od dziewiątej rano do pięć po piątej po południu, tylko takie są godziny lekcyjne. Czasami będziecie mieli na przykład od za pięć dziesiąta do dziesięć po czwartej. Wasze plany lekcji są wywieszone na tablicy ogłoszeń w hallu, przy wejściu do szkoły. Zaraz zostaniecie oprowadzeni po naszej szkole przez panią West i pana Moona. Kiedy skończycie, przyjdziecie z powrotem tutaj i zaczniemy przydzielać się do poszczególnych domów- skończył swój długi i nudnawy monolog, który wygłosił w taki sposób, że można by to porównać do nieudolnego recytowania jakiegoś wiersza przez pięciolatka- No, na co jeszcze czekacie? Już was tu nie ma, mamy bardzo mało czasu, a przejście po całej tej szkole nie trwa wcale krótko!- pospieszył nas dyrektor- Prosiłbym, aby osoby, które są tu drugi lub trzeci rok zostały w sali, już teraz omówimy w których godzinach będziecie mieli zajęcia specjalne…- nie słyszałam, co dyrektor mówił dalej, ponieważ wyszłam już na głośny od rozmów pozostałych uczniów korytarz.
-Chodźmy, młodzieży, nie mamy ani sekundy do stracenia! Musimy jak najszybciej oprowadzić was po szkole. Sam nie wiem, na co to, bo przecież i tak od razu wszystkiego nie zapamiętacie ale… Te wymogi dyrektora…- odezwał się niski, tęgi mężczyzna w przydużym, brązowym garniturze. Był bardzo niezadowolony, że musi nas oprowadzać po szkole, czego nawet nie starał się ukryć. Z tego, co udało mi się zapamiętać, to w piwnicy znajdowały się- zgodnie z moimi przewidywaniami- szatnie na wf oraz prysznice, a oprócz tego kilka małych sal do ćwiczeń, gdyby na dworze było chłodno, a sale były zajęte, siłownia i pokój wf-istów. Na parterze była stołówka, hall z szafkami uczniów, gabinet sekretarki, gabinet dyrektora, pokój nauczycielski, sala gimnastyczna, gabinet pielęgniarki szkolnej i hala z basenami. Na pierwszym piętrze miejsce miała sala koncertowa, wszystkie sale lekcyjne i dwie sale taneczne. Na drugim, najwyższym piętrze znajdowała się druga sala gimnastyczna, dwie sale do ćwiczenia śpiewania, dwie do ćwiczeń teatralnych, sale poświęcone instrumentalistom, sale malarskie i rzeźbiarskie. Do szkoły można było wchodzić z trzech stron: pierwsze wejście to wejście główne, od strony ulicy, którym już wchodziliśmy. Drugie to wejście tylne, drzwi do niego znajdowały się na sali gimnastycznej, prowadziło ono na dwór, gdzie znajdowały się wszystkie szkolne boiska. Udaliśmy się tam, kiedy tylko obeszliśmy już całą szkołę. Widok był naprawdę imponujący, teren tych boisk zajmował chyba więcej miejsca niż szkoła, a ta i tak była ogromnych rozmiarów. Dowiedzieliśmy się, że drzwi do trzeciego wejścia (bocznego) znajdowały się na stołówce i prowadziły one do wielu stolików, takich, jakie można zobaczyć w restauracjach. Uczniowie mogli jadać tam posiłki, jeśli na dworze było w miarę ciepło. O godzinie 11:56 wróciliśmy na salę koncertową, gdzie czekali na nas znudzeni, pozostali uczniowie. Usiadłam z powrotem na swoje miejsce.
-Witam ponownie, mam nadzieję że zapamiętacie coś z tej małej wycieczki i będziecie umieli trafić w poszczególne miejsca. Może, w odróżnieniu od dwóch uczniów z zeszłego roku, będziecie potrafili odróżnić, który pokój z prysznicami należy do chłopaków, a który do dziewczyn- powiedział dyrektor, a ja rozejrzałam się po sali, szukając wzrokiem tych dwóch, chociaż sama jeszcze nie wiedziałam, kim oni byli. Zauważyłam, że kilkanaście dziewczyn rzuca Niallowi i Harremu nienawistne spojrzenie, a kilku chłopaków spojrzenia pełne podziwu, natomiast oni sami śmiali się jak debile.
No tak, mogłam się tego po nich spodziewać.
-Nie chcę mieszkać razem z tobą w domu- szepnęłam w stronę Loczka, na co on jeszcze szerzej się uśmiechnął.
-Styles, Horan, potraficie dostrzec już różnicę, czy będziecie musieli ponownie przechodzić kurs na rozróżnianie obrazków chłopaka i dziewczyny na drzwiach?- zwrócił się do nich odrobinę karcącym, a odrobinę żartobliwym tonem dyrektor.
-Nie jestem pewien, panie dyrektorze- odkrzyknął w jego stronę Irlandczyk- Kto wie, może jeszcze kiedyś się pomylimy?
-Dobrze więc, w takim razie kiedy tylko zostaniecie przydzieleni do domów, zostawiacie walizki w pokojach i nie rozpakujecie się, tylko przyjdziecie z powrotem tutaj. Chyba będziemy musieli wznowić ten nasz kilkugodzinny kurs, co?- odparł pan Black.
-Naprawdę nie trzeba, panie dyrektorze, ale dziękujemy za troskę- powiedział Harry. Pan Black podyskutował jeszcze przez chwilę z Niallem i Hazzą. Skończyło się na tym, że dyrektor stwierdził, iż dostali już dostateczną karę rok temu, ale pogroził im również, że jeśli taka sytuacja się powtórzy, zostaną ukarani dwa razy surowiej, niż ostatnio. Uczniowie, którzy byli tutaj już drugi lub trzeci rok, podczas naszego „zwiedzania” szkoły umówili się z nauczycielami na godziny zajęć specjalnych, natomiast my, zaczynający naukę w tej szkole w tym roku, obgadaliśmy to teraz. Mi i mojej grupie drugo licealistów zajęcia ze śpiewania przypadły w poniedziałki, środy i czwartki od godziny siódmej do ósmej wieczorem, natomiast we wtorki i w piątki od szóstej do siódmej. Jak później dowiedzieliśmy się od dyrektora, w weekendy mieliśmy wolne od zajęć szkolnych, tylko w soboty każda z grup miała mieć jeszcze po półtorej godziny zajęć specjalnych, nam przypadła od jedenastej do dwunastej trzydzieści. W końcu wyszliśmy z sali koncertowej i zeszliśmy na parter. Doszliśmy do szkolnej stołówki, skąd wyszliśmy na zewnątrz. Naszym oczom ukazało się kilkadziesiąt stolików, niektóre cztero, niektóre sześciu, a niektóre ośmioosobowe. Wyszliśmy z terenu stołówko-restauracji i ruszyliśmy dosyć szeroką, żwirowaną ścieżką, wokół której zasadzone były pojedyncze drzewa; bardzo przypominało to alejkę w parku. Po około dwóch minutach drogi dróżka skończyła się, a ja zobaczyłam przed sobą trzy domy w odległości około piętnastu metrów od siebie. Mniej więcej dwadzieścia metrów za nimi stały kolejne trzy, niemalże identyczne domki, za nimi kolejne trzy, za nimi następne. Na samym końcu, już przy murze ogradzającym teren ESL-a, stał jeden, większy domek od pozostałych. Wiedziałam to, ponieważ przeszliśmy się pomiędzy wszystkimi domkami. Ten większy domek, w którym mieszkały nasze „gospodynie” miał numer jeden, te trzy tuż przed nimi numery dwa, trzy i cztery, kolejne trzy domki pięć, sześć i siedem itd. Kiedy w końcu wszyscy podzielili się na trójki (powstały też dwie czwórki i dwie dwójki), zaczęli przydzielać nas do poszczególnych domów. Mi, Susan, Harremu, Niallowi, Liamowi i Patty przypadł dom numer 13.
-No pięknie, pechowa 13- mruknął Horan, kiedy szliśmy w stronę naszego domku.
-Wierzysz w przesądy?- zdziwiłam się.
-Nie we wszystkie- odparł.
-Wyluzuj, to dom jak każdy inny tutaj. Na pewno niczym się od siebie nie różnią, może tylko wystrojem- uśmiechnęłam się do niego. Stanęliśmy przed drzwiami domu, w którym przyszło nam mieszkać przez kolejne dziesięć miesięcy- I co mamy teraz robić?- spytałam, kiedy my i szóstka jakichś obcych mi nastolatków staliśmy już kilka minut na werandzie domu.
-Czekać, jak zwykle- odpowiedział Irlandczyk. Po jeszcze kilku minutach,  drzwi otworzył nam wysoki i szczupły mężczyzna, zdecydowanie po pięćdziesiątce. Miał na sobie odrobinę staroświecki garnitur, twarz była pomarszczona, włosy już prawie całe siwe, jednak w niektórych miejscach widniały jeszcze czarne, pojedyncze włoski. Był mocno przygarbiony, miał ciemne, świecące, małe oczy, włosy krótkie i przylizane, a do tego duże wąsy i niewielką brodę. Wyglądał co najmniej przerażająco.
-Witam was wszystkich. Nazywam się Dean Desmond. Będę waszym opiekunem w tym domu. Proszę, wejdźcie- odezwał się grubym, basowym głosem i zaprosił nas gestem do środka- Wasze walizki powinny tu dotrzeć za kilka minut. Za ten czas oprowadzę was po domu- jak powiedział, tak zrobił. Zapamiętałam wszystko: że kuchnia, jadalnia, salon i pokój pana Desmonda znajdują się na parterze, dwa pokoje trzyosobowe chłopaków i ich łazienka są na pierwszym piętrze, natomiast na drugim piętrze mieściły się również dwa pokoje trzyosobowe, tylko że dla dziewczyn, oraz łazienka. Dean poinformował nas, że nie mamy wstępu do piwnicy, na strych oraz do jego pokoju oraz o tym, że o godzinie dziesiątej trzydzieści wszyscy mają siedzieć w swoich pokojach, ponieważ- jak już wspomniał dyrektor- od tej godziny zaczynała się cisza nocna. Ktoś zapukał do drzwi i nasz „opiekun” poszedł otworzyć. Okazało się, że przyniesiono nam nasze walizki, więc każdy poszedł je odebrać. Wyszukałam wśród kilkunastu albo i kilkudziesięciu bagaży swoje dwie, duże, błękitne walizki i zaniosłam je na drugie piętro. Naprzeciw wejścia ze schodów znajdowały się drzwi do łazienki, po prawej stronie był jeden pokój, a po lewej drugi, który należał do mnie, Susan i Patty. Otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg. Sypialnia była naprawdę ogromna, dwa razy większa od mojego pokoju w moim rodzinnym domu, w Londynie. Zajęłam sobie łóżko naprzeciwko wejścia, przy oknie. Postawiłam walizki obok niego i usiadłam na parapecie. Łóżko Susan znajdowało się z prawej strony od wejścia, przy ścianie, natomiast łóżko Patty po lewej. Dziewczyny usiadły na swoich miejscach i zaczęły rozmawiać. Co najdziwniejsze, Patty mówiła w miarę głośno i odzywała się sama z siebie, na dodatek jej wypowiedzi były nawet długie. Może po prostu wcześniej była trochę nieśmiała, bo słabo nas znała, ale w pociągu zdążyła się z nami trochę zapoznać i zrobiła się śmielsza? Sama nie wiem… Jednak ta zagadka nie zagościła zbyt długo w mojej głowie, ponieważ znów zaczęłam myśleć o kimś, o kim myślałam prawie cały czas od około trzech godzin, a mianowicie o tym chłopaku, którego zobaczyłam przed blokiem. Nie wsłuchiwałam się nawet za bardzo w to, o czym rozmawiały moje współlokatorki. Moje myśli wciąż krążyły tylko wokół niego… Jeszcze nigdy nie widziałam tak przystojnego chłopaka: wspaniała postura, modne ciuchy, śliczna, lekko brązowawa cera, zniewalający uśmiech, idealne, ciemne włosy i to cudowne, czekoladowe spojrzenie… Jeśli jego charakter jest choć trochę tak wspaniały, co jego wygląd, to jest to nikt inny, jak mój chłopak- marzenie… Tyle bym oddała, aby móc go spotkać, porozmawiać z nim, zobaczyć, jaki on jest. Może kiedyś to mi się uda, kto wie?

*OCZAMI ZAYNA*
Zachichotała z mojego dowcipu.
-Mała, mówiłem ci już, że masz uroczy śmiech?- wyszeptałem ładnej szatynce do ucha, co wywołało u niej rumieńce- Wiem, że znamy się dopiero jakieś półtorej godziny, ale muszę ci powiedzieć, że jesteś cudowna i że to było najlepsze dziewięćdziesiąt minut mojego życia- wymruczałem i spojrzałem jej głęboko w oczy. Jedną ręką objąłem ją w pasie, a drugą położyłem na jej udzie.
-Zayn… Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się z tej chwili. Podkochiwałam się w tobie od kilku miesięcy i…- zaczęła, ale ja jej przerwałem.
-…I teraz będziemy razem na wieki- sapnąłem jej prawie że do ust i namiętnie ją pocałowałem, dziewczyna odwzajemniła mój pocałunek. Położyłem się na kanapie i pociągnąłem Jenny za sobą, w ten sposób, aby na mnie leżała. Moja ręka zaczęła przesuwać się po jej udzie coraz wyżej i wyżej, wsunęła się pod jej spódnicę. Dotknąłem jej pośladka i mocno go ścisnąłem, dziewczyna jęknęła. Moje rozgrzane wargi przeniosły się z jej ust na szyję, obcałowując ją całą i kończąc na zrobieniu na dolnej części jej szyi całkiem sporej malinki. Patrzyłem przez chwilę na swoje dzieło, jednak nie trwało to długo, ponieważ dziewczyna rzuciła się z powrotem na moje usta, łącząc nasze wargi w zachłannym pocałunku. Powoli zacząłem zsuwać jej spódnicę i kiedy była już na wysokości kolan, usłyszałem dzwonek do drzwi- Cholera jasna…- przekląłem pod nosem. Jenny nagle zrozumiała, co się tutaj stało i co mogłoby się stać, gdyby nikt nam nie przeszkodził. Czar prysnął. Nasunęła spódnicę z powrotem na jej właściwe miejsce i wstała ze mnie. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła cicho szlochać- Ej… Kochanie, co się stało?...- spytałem najłagodniej, jak potrafiłem- Nie m..- zacząłem, ale przerwał mi ponowny dzwonek do drzwi. Wywróciłem oczami, wstałem z kanapy i poszedłem otworzyć- Kurwa, kto się tam tak dobija?!- krzyknąłem podenerwowany, naciskając klamkę. Przed progiem stali Austin i Zac- Czego chcecie?!- warknąłem.
-Wyjść gdzieś z tobą. Otworzyli dzisiaj ten festyn, czy coś. Wiesz jakie tam będzie zamieszanie, łatwo będzie można coś zajebać- odparł Zac.
-Po pierwsze: mów ciszej- upomniałem go- A po drugie: nie, dzięki- powiedziałem szorstko.  
-Dlaczego?- zdziwił się Austin.  
-Bo właśnie przeszkodziliście mi w bajerowaniu Jenny Vega, córki założyciela tej wielkiej firmy obuwniczej, więc dzięki wam mogę teraz stracić sporo kasy, jaką mógłbym sobie na niej zarobić- odparłem poirytowany.
-Uuu, stary, gratuluję- Austin puścił mi oczko- Gdzie znalazłeś taką bogatą laskę?
-W centrum handlowym, wiesz, dziewczyny raczej często tam chodzą- powiedziałem takim tonem, jakbym mówił do jakiegoś chorego na umyśle dziecka- A teraz byłoby mi miło, gdybyście pozwolili mi kontynuować to, co zacząłem- dodałem lodowatym tonem.
-Oo, Zaynee, nie musisz być taki niemiły- przekomarzał się Zac- Biedny Zaynuś nie może wyrwać bogatej laski?- powiedział i wykrzywił usta złośliwym uśmiechu.  
-Przymknij się, idioto, bo jeszcze cię usłyszy!- syknąłem.
 -Dobra, już ci nie przeszkadzamy, Zaynee. Powodzenia- odezwał się na pożegnanie Austin, kładąc nacisk na przedostatnie słowo. Obydwoje zbiegli po schodach złośliwie rechocząc, a ja zamknąłem za nimi drzwi i wróciłem do salonu. Usiadłem obok Jenny i objąłem ją ramieniem.
-Co się stało?- spytałem takim tonem, jakby mnie to coś obchodziło.
-Zayn, ja…- wybełkotała przez łzy- Ja mam dopiero szesnaście lat i… I gdyby nie… Nie ten ktoś… To… To my tutaj… Byśmy…- przerwała.
-Co byśmy…?- dopytywałem.
-No… wiesz…- odparła.
-Ale co w tym złego? Jeśli obydwoje się kochamy, to chyba mamy do tego prawo, prawda?- powiedziałem i w myślach zaśmiałem się ze swoich kłamstw. ...Obydwoje się kochamy...I ta durna dziewczyna naprawdę mi w coś takiego wierzy? Jak mógłbym pokochać taką naiwną, głupią nastolatkę?
-Ale… Ja mam… Dopiero szesnaście…
-Tak, i co z tego?- przerwałem jej.
-No bo… Gdybym ja zaszła… Zaszła…
-W ciąże?- dokończyłem za nią, a ona przytaknęła i zaczęła jeszcze głośniej płakać- Nie martw się, nie zostawiłbym cię z tym samej. Ale jeśli chcesz, to możemy się zabezpieczać- brnąłem dalej w to kłamstwo, bo czułem, że zaraz się nabierze. Zabezpieczać się dla niej? Jeszcze czego. To w jej interesie leży, żeby nie skończyć z rozwydrzonym bachorem na karku, jeśli zajdzie w ciąże, to będzie tylko i wyłącznie jej wina, nie będę się do niczego zobowiązywał. Nie zamierzam zostać młodocianym tatuśkiem.
-Zayn… Dziękuję- w końcu przestała płakać i mocno się do mnie przytuliła. Uśmiechnąłem się. Kobieta- cóż za prosta istota. Wystarczy tylko kilka miłych słówek, a będzie dosłownie jadła ci z ręki. Zaskakujące,  jak łatwo owinąć sobie wokół palca takie młode i naiwne dziewczyny. Widocznie wszystkie, które spotykam, nie nauczyły się jeszcze tego co ja, czyli tego, że w życiu trzeba sobie radzić, że nie wolno ufać nikomu, że nikt nie jest bezinteresowny i prędzej czy później za wszystko trzeba zapłacić, że prawdziwa miłość po prostu nie istnieje, że jeśli raz się w coś wejdzie, to wyjście z tego jest niemożliwe. Jednym słowem: nie nauczyły się życia.

*OCZAMI ROSE*
-Harry, oddawaj ten stanik!- krzyknęłam.
-To mi go odbierz- uśmiechnął się łobuziarsko i pobiegł z częścią mojej bielizny na dół, zapewne do swojego pokoju. Pogoniłam za nim i otworzyłam drzwi do pokoju Loczka, Nialla i Liama na oścież.
-Gdzie jest ten idiota?- wysyczałam, widząc Horana i Payna siedzących na swoich łóżkach, jednak nigdzie nie dostrzegałam Stylesa.
-W sensie że Harry?- spytał szatyn, a ja przytaknęłam- Nie ma go tu.
-Siedzi w szafie- powiedział bezceremonialnie Irlandczyk, po czym kiwnął głową w stronę mebla i śmiesznie porszył brwiami.
-Tak, Liam, dzięki za pomoc- odezwałam się z przekąsem w głosie i podeszłam do największej szafy w pokoju, otworzyłam ją, jednak w środku nikogo nie było. Usłyszałam jakiś odgłos za sobą i zauważyłam Loczka wychodzącego spod swojego łóżka, znajdującego się przy wejściu. Harry szybko wybiegł z pokoju.
-NIALL, TY KŁAMCO!!!- ryknęłam na blondyna.
-To ja ci się może usunę…- wymamrotał i poszedł w ślady za swoim przyjacielem. Zostałam w pokoju sam na sam z Liamem.
-Nie ma go w pokoju, co?- zwróciłam się do Payna. Po tych słowach wybiegł za chłopakami, lecz ja nie zamierzałam wychodzić. Chciało mi się śmiać, ale próbowałam udawać zdenerwowaną. Pogrzebałam chłopakom po szafkach i wyszukałam w nich kilka najśmieszniejszych bokserek; jedne były kolorowe, w stylo LMFAO, drugie szare w czerwone serduszka, trzecie białe z różowym delfinkiem z przodu, czwarte z napisem „Zdesperowany Frajer”, a piąte z narysowaną tęczą i gnomem z garnkiem złota. Domyśliłem się tylko właściciela tylko tych ostatnich- Irlandczyka. Wybiegłam z pięcioma bokserkami w ręku na korytarz i zaczęłam szukać chłopaków. Okazało się, że siedzieli u nas w pokoju- Cześć, chłopaki- uśmiechnęłam się do nich szyderczo- Może teraz, tak dla odmiany, pokażemy Susan i Patty WASZĄ bieliznę, co?- Niallowi, Harremu i Liamowi nagle zrzedły miny- Numer jeden: wspaniałe gacie w stylu LMFAO- powiedziałam i pokazałam dziewczynom bokserki, jak się później okazało, należące do Horana- Numer dwa…
-Nie odważysz się- wymamrotał Loczek.
-A chcesz się założyć, Styles?- pokazałam mu język- Numer dwa pewnie należą do ciebie, co? Oto śliczne, szare bokserki w jeszcze śliczniejsze, czerwone serduszka- miałam rację, te bokserki należały do Hazzy- Numer trzy, białe bokserki z uroczym, różowym delfinkiem- pokazałam gacie moim koleżankom, na co one po raz kolejny parsknęły śmiechem- A te czyje, przyznawać się?- Liam podniósł nieśmiało rękę z miną mówiącą "winny"- Ooo, naszego Liasia…- puściłam mu oczko- Numer cztery: bokserki należące do Zdesperowanego Frajera- powiedziałam i wskazałam napis na tyle bokserek- I ostatnie, numer pięć, zapewne należące do naszego Irlandczyka: gacie ze słodką i bardzo męską tęczą oraz gnomem trzymającym garnuszek złota- pokazałam wszystkim bokserki- Niestety to już koniec na dziś, ale chciałabym dowiedzieć się jeszcze jednej rzeczy: który to zdesperowany frajer?
-Ja - odparł Loczek- Ale nawet nie wiesz, na co stać takiego zdesperowanego frajera- dodał i wręcz rzucił się na mnie. Powalił mnie na moje łóżko i przyszpilił tak, abym nie mogła się ruszać.
-Styles, zostaw mnie!- krzyczałam.
-Nie, dopóki nie przeprosisz- uśmiechnął się zadziornie.
-Ale to ty zacząłeś!- zauważyłam.
-No to co?
-Dziewczyny, błagam, nie pomożecie?- zwróciłam się do Susan i Patty.
-Sorry, ale za dobrze się na to patrzy- odparła Jones, która już prawie płakała ze śmiechu.
-Dawaj, to tylko jedno małe słowo- pospieszał mnie Harry.
-Nie, bo to ty wparowałeś do naszego pokoju, wziąłeś mój stanik i zacząłeś z nim biegać po całym domu, więc to ty powinieneś przepraszać!- krzyknęłam.
-Nauczka na przyszłość: nie zostawiaj na wierzchu swojej bielizny- odezwał się Niall.
-Na wierzchu?! Rozpakowywałam się, w walizce został mi już tylko ten stanik i wtedy do pokoju wszedł sobie ten gnojek, a później wyjął mi go z torby!- krzyknęłam, próbując udawać wkurzoną, co chyba nie za bardzo mi wyszło- Więc to Styles powinien mnie przeprosić!
-Ty przepraszaj!- odkrzyknął.
-Nie, ty przepraszaj!
-Nie, ty!
-Nie, ty!- i zaczęliśmy się tak na siebie drzeć, że nawet nie usłyszeliśmy pukania do drzwi. Nagle one otworzyły się na oścież i stanął w nich pan Desmond.
-Co tu się dzieje?!- przerwał wrzaski moje i Hazzy- Tak się drzecie, że w całym domu słychać! Uspokójcie się! Chłopaki, marsz do swojego pokoju!- Niall, Loczek i Liam posłusznie podreptali na dół- Za pół godziny cisza nocna, więc radzę wam się zacząć zbierać- dodał i wyszedł. Pół godziny później, wszystkie trzy byłyśmy już gotowe do spania. Zdążyłam jeszcze wymienić z chłopakami parę zdań, oddać im ich bokserki i odebrać swój stanik. Kiedy byłam już w swoim pokoju, schowałam go do odpowiedniej szuflady i byłam już całkowicie rozpakowana. Puste walizki postawiłam za moim łóżkiem. Kiedy była 22:34, cała nasza trójka siedziała już w swoich łóżkach: ja z laptopem na kolanach, Patty z książką, a Susan z jakimś czasopismem. Przyszedł do nas pan Desmond, aby sprawdzić, czy na pewno leżymy grzecznie w swoich łóżkach i czy nie ma u nas żadnych niepożądanych osób z zewnątrz(mówiąc to pewnie chodziło mu o chłopaków). Kiedy zdał sobie sprawę z tego, że wszystko jest w porządku, wyszedł, mówiąc na pożegnanie krótkie Dobranoc. Po jakimś czasie mojej najlepszej przyjaciółce znudziło się czytanie gazety i położyła się spać. Niedługo potem spała również Patty. Ja siedziałam na laptopie prawie do pierwszej w nocy (na szczęście było tu Wi-fi, na dodatek nie zabezpieczone żadnym hasłem, więc spokojnie mogłam siedzieć na Internecie), ale w końcu wyłączyłam urządzenie, odłożyłam je na biurko, nastawiłam budzik w telefonie na siódmą i położyłam się spać.

*NASTĘPNEGO DNIA*
-Rosie! Rosie! ROSE!!!- obudził mnie głośny krzyk. Powoli otworzyłam oczy.
-Co jest?- spytałam sennym głosem.
-Rose, to już za dziesięć ósma, próbujemy cię obudzić od prawie pół godziny!- powiedziała Susan.
-Która?- dopytywałam.
-Za dziesięć ósma- odparła Jones. Ziewnęłam i przeciągnęłam się. Usiadłam na łóżku, postawiłam na podłodze jedną nogę, potem drugą i w końcu wstałam.
-Dzięki że mnie obudziłyście, bo pewnie długo bym jeszcze spała- uśmiechnęłam się do nich promiennie. Pogrzebałam w szafie i wyciągnęłam z niej moje niebieskie rurki, białą bluzkę z flagą UK i sweterek w biało czarne paski. Z drugiej szafki wzięłam bieliznę i skarpetki, a z kolejnej moje białe conversy. Zerknęłam na zegarek, 08:02- Nie czekajcie na mnie, idźcie na śniadanie.
-Nie- odparła krótko Patty.
-Naprawdę, ja zaraz do was dołączę- przekonywałam.
-Na pewno?- spytała Susan.
-Na pewno. Nie chcę, żebyście przeze mnie się spóźniły- odpowiedziałam.
-Dobra, jak chcesz…- westchnęła Walker- Ale widzimy się za pięć minut na stołówce!- dodała jeszcze, za nim wyszły. Poszłam do łazienki, aby się przebrać, uczesać, popsikać perfumami i zrobić sobie delikatny, ledwo widoczny makijaż. Kiedy skończyłam było dwadzieścia jeden po ósmej. Włożyłam jeszcze telefon do kieszeni moich spodni i ruszyłam w stronę szkoły. Weszłam na stołówkę i zauważyłam, że Niall, Harry, Liam, Susan i Patty siedzą w środku przy sześcioosobowym stoliku. Dosiadłam się do nich, nie biorąc śniadania.
-Cześć- Loczek powitał mnie promiennym uśmiechem- Już myślałem, że nie przyjdziesz.
-Po prostu zaspałam.
-A ty nic nie jesz?- zdziwił się Irlandczyk.
-Nie jestem głodna- odparłam. Moi przyjaciele kończyli już jeść, ale zdążyliśmy jeszcze trochę porozmawiać, powygłupiać się. Wszyscy byliśmy w tej samej klasie, więc zaczynaliśmy zajęcia o tej samej godzinie. Za dwadzieścia dziewiąta razem poszliśmy do naszego domu, aby spakować się na zajęcia. Wczoraj po południu poszłam do hallu, aby przepisać nasz plan lekcji, więc wiedziałam jakie mamy lekcje i o której. Kiedy byliśmy już gotowi, była 8:54. W szóstkę przespacerowaliśmy się w stronę szkoły i zaczęliśmy szukać sali numer 21, w której miała się odbyć nasza pierwsza lekcja- matematyka. Oczywiście Hazza i Nialler doskonale wiedzieli, gdzie znajduje się ta sala, ale udawali głupich, aby zrobić nam na złość. Kiedy została minuta do dzwonka, w końcu udało nam się znaleźć odpowiednią salę. Równiutko o dziewiątej pojawiła się pani West i otworzyła nam drzwi do klasy. Ja usiadłam w czwartej ławce przy oknie, za mną usadowił się Harry. Obok mnie, w środkowym rzędzie, również w czwartej ławce usiadła Susan, a jeszcze dalej w rzędzie pod ścianą także w ławce czwartej zajęła sobie miejsce Patty. Niall usiadł w ławce za moją najlepszą przyjaciółką, pomiędzy Harrym a Liamem, który usadowił się za Patty.
-Dzień dobry, uczniowie- przywitała nas pani West i zaczęła długą i nudną opowieść o sobie oraz o tym, czego będziemy uczyć się na jej lekcjach matematyki… Po prostu pasjonujące…

*OCZAMI ZAYNA*
Usłyszałem głośny huk gdzieś obok siebie i szybko otworzyłem oczy, mając nie miłe przeczucie, iż hałas ten wywołał włamywacz. Przestawiłem się z pozycji leżącej do półsiedzącej i podparłem się na łokciach. W pokoju nie ujrzałem włamywacza, ale Louisa- na jedno wychodzi, w końcu obydwoje to złodzieje. Stał obok biblioteczki, a na podłodze, tuż obok jego czarnego trampka, leżała jedna z serii moich ulubionych książek o Harrym Potterze. Pewnie spadła z półki i to ona musiała narobić tyle hałasu.
-Co jest?- zwróciłem się do Tomlinsona i przyglądałem się na przemian to jemu, to książce- Jeśli chciałeś przeczytać tę książkę, wcale nie musiałeś próbować jej kraść- uśmiechnąłem się kwaśno- pożyczyłbym ci.
-Nie, nie chcę tej książki- zaprzeczył- Chciałem przyjść pogadać- dodał i usiadł obok mnie na łóżku.
-Aha… Która godzina?- spytałem.
-Coś po dziewiątej- odparł szatyn.
-Dobra była impreza?- zadałem kolejne pytanie, co zupełnie zbiło z tropu mojego przyjaciela. 
-Że co?- zdziwił się.
-Nie udawaj. Wali od ciebie alkoholem, że nawet martwy by to wyczuł- puściłem mu oczko- Kiedy się skończyła?
-Emm…- zastanowił się przez chwilę- Chyba o trzeciej… A jak z tą bogatą laską, którą wyrwałeś wczoraj w galerii?
-No więc, według niej jesteśmy parą- odparłem i uśmiechnąłem się łobuzersko- Nieźle sobie na niej zarobię.
-Zazdroszczę. U mnie ostatnio trochę krucho z kasą…- zaczął, a ja już wiedziałem, po co złożył mi tę wizytę. No tak, czego mogłem się po nim spodziewać, to cały Lou...- Wiesz, gdybyś mógł mi trochę pożyczyć to ja…
-Stary, pożyczałem ci trzy stówy w zeszłym tygodniu! Nie mów że znowu wszystko wydałeś na dragi?- przerwałem mu.
-No… Może… To mógłbyś?
-Nie pożyczę ci już ani pensa więcej na to świństwo. Gdzie ty masz przyjemność we wciąganiu jakichś pojebanych prochów?
-Sam często bierzesz.
-Nie często, tylko jakiś raz na miesiąc i to tylko dlatego, że wy mnie na to namawiacie- zauważyłem.
-Słuchaj, to tak jak ja nie rozumiem, gdzie ty masz przyjemność we wciąganiu tego posranego dymu z petów, i co? Jakoś nie zabraniam ci palić!- obydwoje zaczynaliśmy się denerwować.
-Ale zauważ, ile kosztuje paczka papierosów, a ile kilka gramów dopalaczy. A poza tym, ja ci nic nie zabraniam, tylko mówię, że nie zamierzam ci już dawać na to chujostwo!- krzyknąłem.
-No i bardzo dobrze! To zajebiście, że kiedy ja mam przypływ kasy, to na wszystko ci pożyczam, a kiedy ty masz to nie chcesz mi nic dać!
-Na nic ci nie chcę dać? Na nic ci nie chcę dać?! Ja zazwyczaj pożyczam od ciebie jakąś stówę na kilka tygodni, i to i tak nie zawsze, a ty już w tym miesiącu wziąłeś ode mnie pięć stów! Wiesz, ile mnie to kosztuje?!
-Wiesz co, nie mam ochoty cię dłużej słuchać. Pójdę do któregoś z moich PRAWDZIWYCH przyjaciół, którzy potrafią się ze mną dzielić- odburknął i wyszedł z mojego pokoju.
-Powodzenia życzę, szczególnie że słyszałem, że u chłopaków też jesteś już nieźle zadłużony!- krzyknąłem jeszcze w głąb mieszkania, a chwilę potem usłyszałem trzask drzwi, co oznaczało, że Louis wyszedł na klatkę schodową. Leżałem chwilę w milczeniu, ale w końcu wstałem z łóżka. Podniosłem z podłogi moją skórzaną kurtkę i wyjąłem z jednej z kilku kieszeni paczkę używek. Otworzyłem pudełko. W środku zostały jeszcze trzy pety, będę musiał kupić dzisiaj nowe. Wyjąłem z paczki jednego z trzech papierosów, z drugiej kieszeni mojej kurtki wyciągnąłem zapalniczkę. Poszedłem na balkon w samych bokserkach, w których spałem. Musiałem się odstresować, więc zapaliłem używkę i włożyłem ją do ust. Przymknąłem powieki, pozwalając roznieść się nikotynowemu dymowi po moich płucach. Poczułem rozluźnienie.

*KILKA GODZIN PÓŹNIEJ, OCZAMI ROSE*
-Tak więc, podsumowując…- głośny dzwonek, ogłaszający przerwę na lunch przerwał panu Waltonowi- Dobra, idźcie już. Dokończymy ten temat na następnej lekcji!- rzucił jeszcze, kiedy wszyscy po kolei wychodzili z klasy. Wyszłam na głośny od rozmów innych uczniów korytarz jako jedna z ostatnich. Zauważyłam, że pod drzwiami do klasy stali moi przyjaciele, widocznie na mnie czekali.
-Idziemy?- uśmiechnął się do mnie Liam, kiedy zobaczył, że już wyszłam.
-Na lunch?- spytałam, a szatyn przytaknął- Idźcie beze mnie, nie jestem głodna.
-Zaraz… Ostatni raz jadłaś wczoraj wieczorem i nie jesteś głodna?- powiedział Niall akcentując każdy wyraz z osobna- Ale jak to możliwe?
-Może dla takiego żarłoka jak ty to nierealne, ale ja naprawdę nie jestem głodna- zaśmiałam się.
-To chodź nam chociaż potowarzyszyć- powiedziała Susan.
-Nie, ja muszę iść na chwilę do domu, bo nie wzięłam jednej książki, ale zaraz przyjdę do was na stołówkę, okey?
-Dobra, ale masz na to pięć minut!- Hazza próbował przybrać groźną minę, co nie za bardzo mu wyszło. Wszyscy razem poszliśmy na parter, ponieważ było mi to po drodze. Weszliśmy do stołówki. Susan, Patty, Liam, Niall i Harry zajęli sobie jakiś stolik, a ja wyszłam na zewnątrz. Wciągnęłam do płuc dużo świeżego powietrza i ruszyłam w stronę naszego domku. Po mniej więcej dwóch minutach wolnego spaceru, otworzyłam drzwi do domu numer trzynaście. Wdrapałam się po schodach na drugie piętro i weszłam do mojego pokoju. Wzięłam z małego plecaka, który leżał na podłodze, książkę od geografii i włożyłam ją do torby z flagą Wielkiej Brytanii, która obecnie wisiała na moim ramieniu. Postanowiłam pójść jeszcze do toalety, zanim wrócę do szkoły. Kiedy myłam ręce, spojrzałam w lustro, aby sprawdzić, czy nie rozmył mi się mój makijaż. Popatrzyłam na swoje odbicie i to co ujrzałam z tyłu wprowadziło mnie w osłupienie. W lustrze odbijała się łazienka i ja, ale za mną, przy prysznicu migotała jakaś niewyraźna postać dziewczyny mniej więcej w moim wieku. Miała długie, blond włosy. Wpatrywałam się w nią zdziwionym, ale i przerażonym spojrzeniem. W końcu odwróciłam wzrok od lustra i spojrzałam za siebie, w stronę prysznica, jednak nikogo tam nie zobaczyłam. Popatrzyłam z powrotem na lustro i tym razem nie zobaczyłam w nim nikogo oprócz siebie samej. Przetarłam oczy ze zdziwienia.
-Spokojnie… Po prostu mi się coś przewidziało- szeptałam sama do siebie- Mało dzisiaj spałam i na dodatek nic nie jadłam…- powtarzałam w kółko. Wyszłam z łazienki powolnym krokiem i zeszłam na parter, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co ujrzałam. Opuściłam ten dziwny i lekko upiorny dom. Szłam tą samą alejką, co wcześniej i kiedy doszłam do szkoły, sama nie wiem, dlaczego, ominęłam ją i przez ogromną, żelazną furtkę wyszłam z terenu ESL-a na chodnik. Skręciłam w lewo i szłam prosto przed siebie. Sama nie wiem, co mi się wtedy stało, zachowywałam się jak jakaś opętana. Nie miałam zielonego pojęcia, dokąd zmierzałam, ale coś kazało mi iść dalej. W pewnym momencie skręciłam w prawo, do miejsca, którym okazał się być las.

*KILKANAŚCIE MINUT WCZEŚNIEJ, OCZAMI ZAYNA*
Zmierzałem do mieszkania Louisa, aby z nim pogadać, teraz, kiedy był już w miarę trzeźwy. Po drodze wstąpiłem jeszcze do niewielkiego kiosku, aby kupić nową paczkę papierosów. Stanąłem w kolejce do kasy, przede mną stała jakaś starsza pani, a za mną jakiś mały chłopiec z mamą.
-Mamusiu- odezwał się maluch- Czy to ten niegrzeczny pan kryminalista?- usłyszałem zza swoich pleców i spojrzałem na niego kątem oka, chłopiec wskazywał na mnie palcem. Jego matka próbowała go uciszyć, ale nie bardzo jej to wychodziło- Ja się boję, zabierz go stąd!- powiedział i zaczął głośno płakać. Teraz nie wytrzymałem i odwróciłem twarz w ich stronę. Kobieta patrzyła na mnie spode łba, widocznie bała się reakcji z mojej strony. Chłopiec płakał coraz głośniej. Małe dzieci płaczą przeze mnie...
-Przepraszam- usłyszałem prawie niemy głos z drugiej strony- Jest pana kolej…- odwróciłem się w stronę cichego głosiku, który okazał się należeć do kasjera. Kupiłem szlugi i paczkę jakichś cukierków. Wyszedłem ze sklepu i stanąłem przy drzwiach, czekając na konkretną osobę. W końcu ze sklepu wyszła matka z tym małym chłopcem, który przestał już płakać.
-Dzień dobry- powiedziałem w jej stronę. Kobieta wzdrygnęła się i odwróciła w moją stronę, najwyraźniej dopiero teraz mnie zauważyła. Była blada jak papier.
-Dzień dobry…- wymamrotała- Bardzo pana przepraszam za mojego syna, ale wie pan jak to dzieci…- zaczęła się tłumaczyć, jednak ja jej przerwałem, nie chcąc słuchać tego bełkotu.
-Ta, ta, jasne- w jej oczach zauważyłem strach, chłopiec znowu zaczął płakać. Ja też kiedyś byłem taki mały, jak każdy...Czy  też płakałem na widok jakiegoś złego człowieka? Złego człowieka... I czemu się dziwisz, Malik? Przecież ty JESTEŚ złym człowiekiem. Potrząsnąłem prawie niewidocznie głową, aby uwolnić się od moich ponurych myśli. Wziąłem jej dłoń w swoją, a ona przymrużyła oczy, zapewne czekając na cios. Ta kobieta myśli, że chcę ją uderzyć... Nie, ja nie biję kobiet. Ale jednak ona ma takie wrażenie... Allahu, jakże ja się stoczyłem... Ponownie potrząsnąłem głową. Jedną z niewielu zasad, jakie wyznawałem było to, aby nigdy nie krzywdzić kobiet. Nigdy nie podniósłbym ręki na żadną dziewczynę, ani ,wbrew tego, co wielu ludziom mogłoby się wydawać, nie zgwałciłbym żadnej. Położyłem na jej dłoni paczkę cukierków i odwróciłem się na pięcie. Zerknąłem przez ramię. Stała osłupiała i wpatrywała się we mnie zdziwionym wzrokiem- Proszę mu je dać, może się uspokoi- rzuciłem w jej stronę- I proszę się nie martwić, wszystko z nimi w porządku, może widziała pani jak kryminalista kupował je przed chwilą, może je pani bez obaw dać swojemu dziecku- dodałem, mówiąc o sobie w trzeciej osobie. Zostawiłem zszokowaną kobietę samą z płaczącym chłopczykiem i ruszyłem do celu mojej podróży. Niektórym ta sytuacja mogła wydać się trochę dziwna, ale tak, ja też mam uczucia. Nie, nie zabolały mnie słowa tego małego, lecz to, że przeze mnie płakał. Cóż, taki urok bycia „ćpunem i złodziejem”… Szedłem chodnikiem i myślałem. O czym? O życiu. O tym, dlaczego musi być ono takie ciężkie, dlaczego przez nie trzeba się tylu rzeczy wyrzekać, i w końcu, dlaczego często, aby… Po prostu przeżyć, trzeba udawać kogoś, kim się nie jest? Przeszedłem właśnie obok tego popularnego liceum i od razu przypomniałem sobie o niej… Ale… Dlaczego? Przecież nie pamiętam nawet imion większości dziewczyn, z jakimi sypiałem, więc dlaczego w mojej głowie cały czas gości ta, z którą nawet nigdy nie rozmawiałem? Kiedy przechodziłem obok lasu, zauważyłem coś, co wywołało wielki uśmiech na mojej twarzy. Ujrzałem tam szczupłą blondynkę w białych conversach, niebieskich rurkach i swetrze w biało-czarne paski, z torbą z flagą UK, przewieszoną przez ramię. To była ona.

*OCZAMI ROSE*  
Szłam przez las, kojona błogą ciszą. Wokół mnie drzewa cichutko szeleściły, nagle zaczął śpiewać jakiś ptak. Zatrzymałam się, zamknowszy uprzednio oczy. Szłam teraz na ślepo, z zamkniętymi oczami i wyczułam przed sobą drzewo.

Zrobiłam przy nim kolejny postój, gdy poczułam jak robi mi się słabo. Powoli osunęłam się na ziemię. Położyłam się na zimnym podłożu, jeszcze nigdy nie czułam się tak, jak teraz. Co się ze mną dzieje? Czy ja zaraz zemdleję? No tak, mało spałam i nie jadłam nic od wczoraj… Zastanawiając się teraz nad tym, nie zachowywałam się dzisiaj zbyt mądrze. Uchyliłam lekko moje powieki i ujrzałam jakąś ciemną postać biegnącą w moją stronę. Nie zdołałam utrzymać zbyt długo otwartych oczu, szybko mi się zamknęły pozostawiając mnie z dręczącymi pytaniami. Kto to był? Czy chce mi pomóc, czy wręcz przeciwnie? Próbowałam wstać i uciekać, jednak nie miałam w sobie choć tyle siły, aby otworzyć oczy, a co dopiero mówić o bieganiu. Nie zastanawiałam się długo nad tajemniczą postacią, ponieważ poczułam dziwne uczucie, nie słyszałam nic, co działo się wokół mnie, to było zupełnie tak, jakbym zasnęła…

**********Poza opowiadaniem**********
Hey wszystkim ;* Soł... Mamy Drugi Rozdział ;3 Przepraszam Was, że taki beznadziejny, ale dodawany w pośpiechu, a na dodatek pisany z natłokiem negatywnych emocji, więc wyszedł taki, jaki wyszedł- chujowy... Też tak czasami macie, że wolelibyście czegoś nie wiedzieć? Ja dowiedziałam się dzisiaj o czymś, o czym chcę jak najszybciej zapomnieć, jednak wiem, że to nie możliwe... Ale dobra, nie będę już zanudzać Was opowiastkami o moim życiu prywatnym ;) Bardzo dziękuję Wam za komentarze zostawione pod wcześnieszym Rozdziałem, naprawdę wiele dla mnie znaczą <3 Lol, nie mogę uwierzyć w to, że już 3 osoby mnie czytają... o.O Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tego. Na pewno wpadnę na Wasze blogi, ale może jutro, jak trochę uspokoję swoje myśli. Przepraszam, że musieliście tak długo czekać na ten Rozdział, ale... Już jest :) Ciąg dalszy powinien pojawić się też za jakieś 7-10 dni. Zachęcam wszystkich do oglądania zwiastuna i do wyrażenia swojej szczerej opinii w komentarzach pod tym Rozdziałem (wiem, że będą same negatywme, ale przynajmniej będę wiedziała co poprawić w swoim FF). To chyba tyle, więc... Do przeczytania ;)
Malikowa, xx