czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział Czwarty

"Zayn... Czy ty masz jakiś konflikt z prawem?"

Poczułem jak delikatne, poranne promienie słońca nachalnie próbują przedostać się przez moje powieki do oczu. Chciałem przewrócić się na drugi bok, tyłem do światła, ale coś mnie powstrzymało. Otworzyłem oczy. Jak się okazało, leżałem na kanapie. Oczywiście musiałem w nocy przekręcić moją głowę tyłem do telewizora, a przodem do okna. Odwróciłem twarz w drugą stronę i zauważyłem drobną, śpiącą blondynkę wtulającą się w mój tors. No tak, Rose… Przyglądałem się jej pięknej twarzy, sam dokładnie nie wiem, jak długo. Głupia, naiwna dziewczyna… Leży sobie tak w moich objęciach, za kilka dni z pewnością da mi się przelecieć, wyda na mnie mnóstwo pieniędzy, a później będzie miała nadzieję, że zechce z nią zostać, że ją kocham… Zabawne. One wszystkie naprawdę myślą, że ja, Zayn Malik, pokocham którąś z tych nastolatek? Tych durnych, rozpaczliwie pragnących miłości nastolatek? Tak, to co najmniej zabawne. Uśmiechnąłem się do swoich własnych myśli, które właśnie zmieniły tory- teraz mój mózg „wyświetlał” różne sceny z nocy, którą niedługo spędzę z osobą leżącą obok mnie. Nie mogłem się powstrzymać i delikatnie odchyliłem dekolt w bluzce blondynki. Kątem oka dostrzegłem kawałek jej piersi okrytej czerwonym stanikiem z koronką.
Oblizałem usta na ten rozkoszny widok. Nie mogłem oderwać wzroku, pragnąłem zobaczyć więcej, kiedy poczułem coś czego z pewnością poczuć nie chciałem.
-Kurwa…- wymamrotałem. Puściłem bawełniany materiał i przeniosłem swoje spojrzenie gdzie indziej. Chciałem wstać z kanapy i udać się do łazienki, aby trochę ochłonąć i ukryć przed dziewczyną moją małą erekcję, lecz to ona leżała po zewnętrznej stronie sofy- Ja pierdole, Malik, po jaką cholerę tam patrzyłeś?!- wyszeptałem sam do siebie. Delikatnie zdjąłem głowę Rose z mojego torsu i położyłem ją na poduszce leżącą na kanapie. Nie miałem pojęcia co mam zrobić; jak wstać tak, aby jej nie zbudzić. W końcu, tak wolno jak tylko potrafiłem, podniosłem swój tułów do pozycji siedzącej. Ugiąłem nogi w kolanach i wyprostowałem się tak, że teraz stałem na sofie. Następnie, również w żółwim tempie i trzymając się oparcia kanapy, przeniosłem swoją nogę nad dziewczyną i postawiłem ją na podłodze. Podobnie uczyniłem z drugą kończyną. Po cichu udałem się do mojej łazienki i zamknąłem się w niej na klucz. Była ona zdecydowanie najmniej smutnym pomieszczeniu w całym tym mieszkaniu. Sufit i podłoga tutaj były białe, natomiast ściany jasnoniebieskie. W rogu pomieszczenia znajdowała się oszklona, niewielka kabina prysznicowa, obok niej mała szafeczka z różnymi przyborami toaletowymi. Dalej stała ubikacja, pralka i umywalka z drugą szafeczką- wszystkie białe. Nad umywalką, mniej więcej na wysokości mojej twarzy, przybite do ściany było lusterko bez żadnej ramy. Aż trudno uwierzyć, że tak jasne pomieszczenie jest częścią tak ponurego mieszkania. Odkręciłem z kranu trochę zimnej wody, którą oblałem swoją niewyspaną twarz. Spojrzałem na swojego lustrzanego bliźniaka i uśmiechnąłem się, wciąż nie mogąc otrząsnąć się z moich erotycznych fantazji związanych z Rose.

*OCZAMI ROSE*

-Dzień dobry- wymamrotałam.
-Witaj, Rose- odparł niski, siwowłosy mężczyzna z wielkim uśmiechem na jego starej, pomarszczonej twarzy. Minęły dwa tygodnie odkąd go ostatnio widziałam- Usiądź- wskazał mi puste krzesło naprzeciwko jego biurka- Jak się masz?- spytał.
-Dobrze. I jak, proszę pana? Jak wyniki?- zapytałam niepewnie, chcąc znać już decyzję. Nie miałam ochoty wdawać się w niepotrzebne konwersacje, pragnęłam jak najszybciej usłyszeć, że jestem beznadziejna i mnie nie przyjmują, a później wrócić do domu. Mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej, słysząc moje zaniepokojenie.
-No więc… Na początek chciałbym ci powiedzieć, Rose, że wypadłaś naprawdę świetnie. Masz ogromny talent, którego mógłby ci pozazdrościć prawie cały świat- no tak, na początek chce mnie trochę pochwalić, żeby nie było mi aż tak przykro z powodu odrzucenia- I doszliśmy do wniosku, ja i komisja, że…- wstrzymał na chwilę swoją wypowiedź, zapewne chcąc wywołać we mnie napięcie, jednak ja znałam ciąg dalszy tego zdania „…nie jesteś wystarczająco zdolna na naszą szkołę. Przykro mi”-… że będę musiał szczerze pogratulować ci dostania się do naszej szkoły. Jesteś niezwykła, twoje przesłuchanie było jednym z najlepszych!- patrzył na mnie wyczekująco. Właśnie otwierałam usta, aby powiedzieć „Nic nie szkodzi, wrócę do swojej szkoły”, kiedy dotarł do mnie sens słów wypowiedzianych przez głównego sędzię komisyjnego, założyciela ESL-a.
-Że co?- zdołałam tylko wykrztusić, na co mężczyzna zareagował śmiechem.
-Powodzenia, wszystkie potrzebne ci informacje prześlemy pocztą na adres twojego domu- wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Zostałam przyjęta! Przyjęta do ESL-a!
-Eee…- wyjąkałam-Dziękuję…
-Nie dziękuj mnie tylko Bogu, za to, że obdarzył cię tak ogromnym talentem- puścił mi oczko.
-Eee… Dobrze…- dukałam- Do widzenia…- dodałam jeszcze, naciskając klamkę od mosiężnych, mahoniowych drzwi.
-Do widzenia, Rose- odparł, a ja wyszłam na korytarz i zamknęłam za sobą wielką, drewnianą płytę. 

-Hej. Heeej, Rose, wstawaj! Boże, jaki ty masz twardy sen…- usłyszałam męski, lekko ochrypnięty głos obok siebie. Powoli uchyliłam powieki i ujrzałam twarz przystojnego mulata, wpatrującego się we mnie. Zayn…- Nareszcie się obudziłaś- uśmiechnął się promiennie, widząc mnie z otwartymi oczami.
-Co jest?- spytałam, po czym ziewnęłam sennie. Przestawiłam się do pozycji siedzącej i przeciągnęłam się leniwie- Spałam na kanapie?- zadałam kolejne pytanie, widząc mebel, na jakim się znajdowałam. Chłopak przytaknął. Po chwili dotarło do mnie coś, co lekko mnie przeraziło- A ty…
-Też tu spałem, jeśli o to ci chodzi- odparł.
-Ale dlaczego… Nie mogłeś mnie obudzić albo pójść do swojego pokoju?
-Tak się we mnie wtuliłaś, że gdybym próbował wstać z pewnością byś się obudziła, a ja nie miałem serca tego robić. Tak ślicznie spałaś- poczułam, jak moja twarz zalewa się szkarłatnym rumieńcem. Malik uśmiechnął się satysfakcjonująco, co trochę mnie poirytowało. Naprawdę zadowalała go moja krępacja?
-I co tak szczerzysz te zęby?- warknęłam.
-Bo uroczo wyglądasz, kiedy się rumienisz- odparł, po czym usiadł obok mnie. Nie chciałam na niego patrzeć, ponieważ czułam się głupio wiedząc, że zasnęliśmy razem na kanapie, znając się zaledwie przez kilka godzin- No już, przestań się dąsać- szturchnął mnie delikatnie w bok.
-Wcale się nie dąsam- powiedziałam i szturchnęłam go w jego żebra, tylko że dwa razy mocniej niż on mnie.
Uśmiech mimowolnie wpełzł na moją twarz, słysząc cichy jęk bólu ciemnookiego.
-To jak?- spytał, kiedy w końcu zdecydowałam się na niego popatrzyć- Co chcesz na śniadanie?
-Nie wiem- wzruszyłam ramionami- Obojętne mi to.
-To chodź- powiedział i wstał z sofy, a następnie chwycił moją drobną dłoń- Upichcimy coś razem- dodał i pociągnął mnie za sobą w stronę kuchni.

*OCZAMI SUSAN*
Szlochałam cicho w ramię Loczka, który mamrotał w kółko „Boże, gdzie ona jest…”. Patty wtulała się w Liama, sama nie wiem czy płakała, czy nie, natomiast Payne patrzył pusto w ścianę. Niall siedział skulony na fotelu z opuszczoną głową. To był chyba pierwszy raz kiedy słyszałam, jak nie mówił nic przez dłużej niż pięć minut. Do pokoju wszedł pan Desmond, a my wszyscy zareagowaliśmy w identyczny sposób- nagle poderwaliśmy głowy i patrzyliśmy na niego z wyczekiwaniem, zostaliśmy jakby wytrąceni z transu.
-Nigdzie jej nie ma, ale podejrzewają parę miejsc, w których mogłaby być- zakomunikował, a ja schowałam twarz w dłonie. Boże, ona była zbyt dobra, nie zasłużyła sobie na nic złego… Błagam, Rose była zawsze dobra… Proszę Cię, Boże, nie rób jej krzywdy, ona jest dobrym człowiekiem… Błagam…- Naprawdę nie mam pojęcia, co tej głupiej dziewczynie strzeliło do głowy, ale niech nie oczekuje miłego powitania z mojej strony… Ta nieodpowiedzialna młodzież, kto ich teraz wychowuje?- mamrotał pan Desmond, jednak na tyle głośno, aby każdy mógł to usłyszeć- Pójdę na komisariat, może wiedzą coś więcej- powiedział po jakimś czasie i wyszedł. Ja, Patty, Niall, Harry i Liam zostaliśmy w salonie naszego domku. Kiedy w południe zrozumieliśmy, że Rose nie ma ani w szkole ani w naszym domu, zaczęliśmy jej szukać wszędzie indziej- na boiskach, gdzieś w naszym mini parku, w którymś z pozostałych domków i na całym terenie ESL-a. Gdy nasze poszukiwania dobiegły końca było już coś koło piątej po południu i pomyśleliśmy, że może musiała gdzieś iść i niedługo przyjdzie. Jednak kiedy nie zjawiła się po godzinie czekania, postanowiliśmy zgłosić jej zniknięcie panu Desmondowi. Na początku on i inni opiekunowie szukali jej wszędzie tam, gdzie my wcześniej, później w okolicach ośrodka, ale również nigdzie jej nie znaleźli. Późnym wieczorem zgłosili zaginięcie Rose na policję, która szukała jej przez całą noc. Żadne z nas- ani ja, ani Patty, ani Niall, ani Harry, ani Liam nie spaliśmy nawet przez chwilę. Pozwolono nam siedzieć razem w salonie i czekać na jakieś wiadomości. Obecnie była szósta rano, a o Rose wciąż nic nie było wiadomo.
-Boże, żeby ona przeżyła- wymamrotałam.
-Nie mów tak- skarcił mnie Payne- Ona na pewno żyje, nie mogła zginąć…
-Ale żeby nie stało się jej nic złego- odezwała się Patty.
-A co jeśli ktoś ją pobił?- spytałam z niepokojem.
-Albo porwał…- dodał Horan.
-Albo… Zgwałcił…- powiedział jak dotąd najciszej z nas wszystkich Liam.
-Albo…- zaczęła Patty, jednak przerwał jej wkurzony Hazza:
-Kurwa, zamknijcie się! Po co mamy myśleć, co się jej mogło stać, a co nie?! Wolę iść i działać- krzyknął i wstał gwałtownie z miejsca.
-Harry… Wiesz dobrze, że nam nie wolno…- wyszeptała Walker.
-Mam w dupie to, co mówi mi Desmond- warknął- Nie będę tu siedział i czekał, aż Rose stanie się coś złego! Nie jestem tchórzem…
-Harry…
-On ma rację- przerwał mi Niall- Też nie zamierzam siedzieć tu i słuchać o nieudolnych działaniach tutejszej policji- on również wstał.
-Chłopaki…
-Oj, zamknij się!- krzyknął Irlandczyk w stronę Payna- Nie obchodzi mnie co o tym myślicie, ja idę jej szukać.
-Albo się do nas dołączycie, albo będziecie tu sobie dalej siedzieć i czekać na rozwój wydarzeń. Wybierajcie- powiedział Harry.
-Idę z wami- wymamrotałam po długiej chwili ciszy, chłopaki przytaknęli. Wstałam z kanapy i cała nasza trójka patrzyła teraz na Patty i Liama z góry.
-Dobra, nie chcecie to nie- odezwał się Loczek po kilku minutach milczenia- Możecie tu sobie siedzieć jak tchórze, a my wychodzimy- kiwnął głową na mnie i na Horana. Wyszliśmy na korytarz i ubraliśmy buty i kurtki jesienne, ponieważ z rana było bardzo zimno. Było mi przykro, że Patty i Liamowi nie zależy na Rose, ale cóż… Ich wybór, nie mam zamiaru ich do czegokolwiek przymuszać. We trójkę wyszliśmy na dwór i raźnym krokiem ruszyliśmy w stronę naszej szkoły, za którą znajdowało się wyjście z ośrodka. Kiedy byliśmy już na końcu „alejki”, za wszystkimi boiskami, usłyszeliśmy za nami krzyk. Wszyscy odwróciliśmy się gwałtownie i ujrzeliśmy Payna i Walker biegnących w naszą stronę.
-Czekajcie, idziemy z wami!- krzyczał szatyn. Jednak przyszli…
-Idziemy?- spytałam, kiedy dołączyli do nas zdyszani przyjaciele. Odpowiedzieli prawie równocześnie przytakując głowami. Wyminęliśmy, teraz już w piątkę, szkołę i dotarliśmy do ogromnej bramy. Harry sięgnął swoją dużą, zziębniętą dłonią do klamki i nacisnął ją. Furtka otworzyła się przed nami na oścież, a my opuściliśmy teren ESL-a.

*OCZAMI ROSE*
Klepnął mnie w pośladek, a ja kopnęłam go w piszczel. Chłopak wrzasnął.
-Kurwa, co to było?- wysyczał, zagryzając wargę z bólu.
-Musisz się nauczyć, że nie znoszę zboczeńców- odparłam ze cwanym uśmieszkiem na twarzy.
-Nie myśl sobie, że to ci ujdzie na sucho- wystawił język.
-Tak? A co zamierzasz mi zrobić?
-A to- uśmiechnął się zadziornie, po czym szybkim ruchem ręki sięgnął po łyżeczkę włożoną do Nutelli, wyjął ją i rzucił we mnie czekoladowym pociskiem. Na szczęście miałam na sobie fartuch Zayna (kiedy go zobaczyłam, całego w kwiatki, zaczęłam się okropnie śmiać i chciałam go ubrać), w który trafił krem kakaowo-orzechowy, więc moje ubranie pozostawało czyste.
-A więc to tak?- pokiwałam głową, a następnie rzuciłam w niego jednym z ostatnich naleśników, jakie zostały nam po zjedzeniu śniadania. Mulat dostał nim prosto w twarz, co doprowadziło mnie do ataku śmiechu.
-Już nie żyjesz…- powiedział, zdejmując naleśnik z twarzy. Podbiegł do mnie, a ja nie miałam pojęcia, jakie ma zamiary. Chwycił mnie w pasie i podniósł do góry.
-Zayn… Zayn, co ty robisz?- spytałam, próbując udawać przerażoną, ale chyba nie za dobrze mi to wyszło. Brunet zaniósł mnie do salonu i rzucił moim drobnym ciałem na kanapę. Zanim zdążyłam zrobić jakikolwiek ruch, Malik zaczął mnie niemiłosiernie łaskotać. Wiłam się ze śmiechu, a on miał niezły ubaw z patrzenia na mnie.
-Proszę, chciałaś się pośmiać- po paru minutach poczułam, że chyba zaraz się uduszę, ale akurat wtedy ciemnooki zaprzestał łaskotkom. Byłam cała czerwona na twarzy, włosy miałam potargane, a z oczu wypływało kilka łez z nadmiaru śmiechu. Zayn usiadł obok mnie, a ja udawałam obrażoną na niego- Fochasz się?- przytaknęłam- No to przestań, bo zaraz mogę zacząć znowu- spojrzałam na niego z udawanym strachem, a on wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Która godzina?- spytałam. Mulat spojrzał na swój zegarek.
-Za pięć ósma- odparł- Na którą masz zajęcia?
-Na dziewiątą, muszę się już zbierać- powiedziałam i wstałam z kanapy. Chłopak przytaknął. Ruszyłam w stronę łazienki i kiedy opuściłam ją o godzinie ósmej piętnaście, byłam już całkowicie ogarnięta.
-Daleko jest stąd do mojej szkoły?- zapytałam, stając w progu salonu.
-Nie, jakiś kwadrans spacerku- uśmiechnął się, a ja wyszłam z powrotem na korytarz. Ubierałam buty, kiedy Malik opuścił salon- Idę z tobą.
-Nie trzeba, nie musisz się fatygować- uśmiechnęłam się.
-Ale chcę- odparł- A poza tym, przecież nie znasz nawet drogi.
-W sumie racja- zgodziłam się z Zaynem, a on nasunął na stopy czerwone conversy- Więc chodźmy- powiedziałam, kiedy byliśmy już gotowi. Opuściliśmy mieszkanie mulata, a on uprzednio wziął klucze z jednej z półek w kuchni. Brunet zamknął za nami drzwi i uśmiechnął się do mnie promiennie.
-Spróbuj dotrzymać mi kroku- przekomarzał się, kiedy schodziliśmy po schodach na parter.
-To samo mogłabym powiedzieć tobie- wystawiłam język, na co on parsknął śmiechem.
-Nie rozśmieszaj mnie, mała- spojrzał na mnie z miną przemądrzalca, a ja kopnęłam go w piszczel, tak jak wcześniej- Auu!- syknął- Myślałem, że nie  lubisz zboczeńców- powiedział, kiedy wychodziliśmy już z klatki schodowej na chodnik. Wzięłam parę głębokich wdechów zimnego, porannego powietrza. Nie jest aż tak zimno, da się wytrzymać, pomyślałam.
-Nie lubię też przemądrzalców.
-A kogoś jeszcze?- skręcił w prawo, a ja razem z nim.
-Tak, ciebie- uśmiechnęłam się zadziornie, a Zayn spojrzał na mnie z miną smutnego szczeniaczka- Uważaj, bo…
-Malik, wiedziałem że to ty!- usłyszałam czyjś krzyk za moimi plecami, a później zobaczyłam, jak ktoś przyciska ciemnookiego do ściany budynku, obok  którego właśnie przechodziliśmy. Przyjrzałam się całej tej scence i zrozumiałam, że mężczyzną, który napadł na Zayna był policjant. A na dodatek nie był sam, ponieważ właśnie dobiegło do nas jakichś czterech kolejnych i ktoś, kogo miny przestraszyłam się tak, że miałam ochotę stać się teraz niewidzialna… Pana Desmonda.
-Nie martw się, już jesteś bezpieczna- powiedział mój opiekun.
-Co?- zdziwienie to mało powiedziane w porównaniu do tego, co wtedy czułam.
-Co jej zrobiłeś, Malik?- wysyczał policjant w stronę Zayna, który- ku mojemu jeszcze większemu szokowi- nie wyglądał na ani trochę przestraszonego, a wręcz przeciwnie: uśmiechał się kpiąco- Jak ci zaraz przyjebie to ci zejdzie ten durny uśmieszek z twarzy!
-Jak się pan władza wyraża?- zadrwił mulat, mówiąc z dziwnym akcentem słowa „pan władza”. Policjant walnął go pięścią w nos, ale Zayn dalej się uśmiechał.
-Co pan robi?!- pisnęłam. Stróż prawa spojrzał na mnie przez ramię.
-Nic ci się nie stało, dziewczyno? Co on ci zrobił?- dopytywał.
-A co on miałby mi niby zrobić?- zdziwiłam się. Pan Desmond oraz policjanci patrzyli na mnie jak na jakąś idiotkę, natomiast brunet uśmiechał się do mnie łobuziarsko.
-Panno Harris, czy opowiesz nam co się stało odkąd wyszłaś z domku w czasie przerwy na lunch?- spytał spokojnie mój opiekun, a ja przytaknęłam.
-Chciałam się przejść, więc poszłam w stronę lasu. Nic nie jadłam tego dnia i mało spałam, więc zemdlałam w lesie. Obudziłam się u Zayna w mieszkaniu. Powiedział mi, że zobaczył mnie w lesie i zaniósł do siebie, żebym tam nie zamarzła. Kiedy się obudziłam był już późny wieczór, więc pomyślałam sobie, że do szkoły wrócę następnego dnia rano. Tyle- powiedziałam na jednym tchu.
-Czemu nie zadzwoniłaś?!- teraz pan Desmond był zdecydowanie wkurzony.
-Bateria mi padła- odparłam zgodnie z prawdą.
-A on to co, biedak bez telefonu?- zadrwił policjant, który wciąż trzymał Zayna i wskazał na niego ruchem głowy.
-Nie miał pieniędzy na koncie.
-Taa…- wyszeptał stróż prawa.
-Więc… Czekam na przeprosiny- niezręczną ciszę przerwał mulat.
-Co? Za co, do cholery jasnej, ja mam cię przepraszać, Malik?!
-Zostałem niesłusznie posądzony o porwanie, jak mi się wydaje, a na dodatek pan władza pobił mnie bez przyczyny- powiedział głosem niewiniątka, ponownie kładąc dziwny akcent na słowa „pan władza” i wciąż uśmiechając się kpiąco.
-Malik…- wydyszał poczerwieniały ze złości policjant- Ty się lepiej ciesz, że ja cie teraz do więzienia nie wsadzę.
-Za co?- zastanawiałam się, po co Zayn chce doprowadzić do szału tego policjanta. Może chce się w ten sposób jakoś zemścić za te fałszywe oskarżenia?
-Już ty dobrze wiesz, za co.
-Właśnie nie wiem. Chyba że od dzisiaj władzy można napadać sobie na niewinnych obywateli i wsadzać ich bez powodu do pierdla, wtedy to oczywiście będzie zrozumiałe- w głosie Zayna chyba nawet głuchy wyczułby ironię.
-Ty cholerny sukinsynie…
-Jak pan władza się wyraża?!- mulat udał oburzenie- Czy mógłby mnie pan władza już odstawić na ziemię?- spytał po chwili milczenia. Policjant bez słowa puścił koszulkę bruneta, wiedząc już, że ta sprawa jest przegrana.
-Jeszcze zobaczysz, Malik- wysyczał jadowitym tonem w stronę ciemnookiego- Nie da się wiecznie uciekać przed sprawiedliwością.
-Nadal nie mam pojęcia, o czym pan władza mówi- chłopak zaśmiał się. Stróż prawa nie odpowiedział. Odwrócił się na pięcie, po czym wraz z resztą swoich ludzi ruszył w stronę przeciwną niż w tę, w którą idzie się do ESL-a- Do widzenia, panie władzo!- krzyknął jeszcze za policjantem Zayn- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy!- byłam zdziwiona zachowaniem mojego nowego znajomego. Wiedziałam, że jest on raczej wyluzowany, ale żeby aż tak? Miał gdzieś to, że mógł być wsadzony do więzienia… Ale skąd znał go ten policjant? O co mu chodziło, kiedy mówił, że Zayn nie da rady wiecznie uciekać przed sprawiedliwością? O co w tym wszystkim chodzi?! Rozejrzałam się wokoło i dopiero teraz zauważyłam, jak wiele osób oglądało to zajście.
-Idziemy do szkoły- powiedział ostro pan Desmond, a ja przytaknęłam- Później wymyślę ci karę- dodał i ruszył przed siebie.
-Cześć, mała- Zayn puścił mi oczko.
-Twój nos…
-Nic mi nie jest, dostawałem już gorszych urazów, uwierz mi. Pójdę teraz do domu i to opatrzę, słowo- kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. 
-Spotkamy się jeszcze kiedyś?- spytałam.
-Oczywiście, kiedy tylko będziesz chciała- uśmiechnął się, a ja przypatrywałam się jego pięknej twarzy.
-Panno Harris, nie mamy całego dnia!- usłyszałam krzyk opiekuna.
-Już idę, proszę pana!- odkrzyknęłam- To… Pa- uśmiechnęłam się nieśmiało do Malika i podbiegłam do pana Desmonda, który przez całą drogę do ESL-a prawił mi kazania na temat tego, jak to okropnie jestem wychowana. Kiedy weszliśmy już do domku, było za dziesięć dziewiąta.
-Idź i zbierz się na lekcje, wymyślę ci jakąś karę, którą odpracujesz po południu- oznajmił, a ja przytaknęłam z niechęcią. Wdrapałam się na drugie piętro i otworzyłam drzwi do mojego pokoju. Ledwo przekroczyłam próg, poczułam jak ktoś mocno mnie przytula.
-Rose… Tak bardzo się o ciebie martwiliśmy…- wychlipała Susan.
-Suzie… No co ty… Ty płaczesz?- zdziwiłam się.
-Tak się o ciebie martwiliśmy…- powtórzyła. Przytulała się do mnie jeszcze przez kilka minut, a ja nie miałam pojęcia, co mam powiedzieć. Kiedy wreszcie się ode mnie odkleiła, przyczepiła się do mnie Patty, jednak jej uścisk trwał dużo krócej niż uścisk mojej najlepszej przyjaciółki.
-Dobrze, że nic ci się nie stało- uśmiechnęła się Walker.
-A co mi się miało stać?- byłam poirytowana, bo nie miałam pojęcia, o co im chodzi. Przecież nic mi nie jest! Jones chyba wyczuła moją irytację, bo nagle zaczęła krzyczeć.
-Dziewczyno, zniknęłaś gdzieś bez śladu na prawie dwadzieścia cztery godziny i nie dawałaś znaku życia! Wiesz jak się o ciebie baliśmy?!- Więc o to im wszystkim chodzi... Faktycznie, nie myślałam o tym, jak bardzo przestraszeni muszą być moi przyjaciele… Teraz, kiedy tak zaczęłam się nad tym zastanawiać, było mi cholernie głupio, że tak łatwo się poddałam i nie próbowałam za wszelką cenę poinformować ich, gdzie jestem.
-Przepraszam…- wyszeptałam.
-Nic nie szkodzi. Najważniejsze, że jesteś cała- Patty uśmiechnęła się do mnie blado. Stałyśmy w milczeniu, a ja czułam się tak głupio, jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Ile stresu oni musieli się najeść przez moją bezgraniczną głupotę? Po kilku minutach niezręcznej ciszy, usłyszałyśmy skrzypienie schodów.
-Dziewczyny, musimy iść na lekcje- usłyszałam z korytarza głos Nialla. Chwilę potem do pokoju wszedł Irlandczyk wraz z Harrym i Liamem- Jesteście sp...- dopiero teraz mnie zauważył. Cała ich trójka patrzyła na mnie oniemiała. 
-Ty...-zająkał się Styles- Ty... Tu jesteś... Od kiedy?
-Przed chwilą przyszła- odpowiedziała za mnie Susan, ponieważ ja nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Było mi tak cholernie przykro... Chłopaki nie mówili już nic. W końcu podszedł do mnie Horan i delikatnie objął mnie w pasie, jakbym miała się zaraz rozbić. 
-Co się działo przez ten cały czas?- spytał, ale ja wciąż nie potrafiłam nic powiedzieć. 
-Może chodźmy na lekcje, i tak jesteśmy już spóźnieni- na propozycję Liama wszyscy przystanęli z ochotą, ponieważ żadne z nas nie chciało narażać się nauczycielom- może oprócz Nialla i Harrego. Chciałam spakować się na zajęcia, ale wtedy dotarło do mnie, że przecież poszłam z torbą do lasu... I co się z nią stało? Nie widziałam jej nigdzie u Zayna. Może ją tam zostawił? Zaczynałam się już trochę stresować, kiedy Patty zauważyła moje lekkie zakłopotanie oraz brak mojej torby i zaczęła pakować moje książki do jej plecaka. 
-Dzięki- wymamrotałam w jej stronę. Na lekcje dotarliśmy z piętnastominutowym opóźnieniem, więc nauczyciel nie przywitał nas zbyt serdecznie. Przez kilka pierwszych godzin nie odzywałam się do nikogo poza Patty, a i tak rozmawiałam z nią tylko o sprawie związanej z tym, że dziewczyna nosiła moje książki. Jednak na przerwie na lunch opowiedziałam moim przyjaciołom, co dokładnie się stało, chociaż pominęłam parę dosyć istotnych faktów: to, u kogo się zatrzymałam, to, co widziałam wtedy w łazience, to, że spałam z ledwo poznanym chłopakiem na jednej kanapie oraz to, że mój „gospodarz” został osądzony o porwanie. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, żadne z przyjaciół nie było złe za moje głupie zachowanie. Oni sami opowiedzieli mi historię o tym, jak wyszli do miasta mnie szukać, ale po paru minutach przyłapał ich pan Desmond, więc musieli wracać, a na dodatek mieli być pilnowani przez naszą gosposię. Wyszło na to, że cała nasza szóstka otrzyma kary po południu. Po lekcjach wszyscy poszliśmy do lasu i po parunastu minutach znaleźliśmy moją torbę, nienaruszoną. Wróciliśmy biegiem do ESL-a i byliśmy gotowi na przyjęcie naszej kary. Pan Desmond kazał nam dziś i jutro czyścić wszystkie instrumenty, jakie znajdowały się w szkole. Nie byliśmy tym zachwyceni, ale przynajmniej dostaliśmy karę wspólną, więc mieliśmy towarzystwo i nie było tak nudno.
                                                                                                         
*SOBOTA*
-Rose, ile ty tam jeszcze będziesz siedzieć? Chodź, nie zamierzamy tu na ciebie czekać ani chwili dłużej!- usłyszałam krzyk Susan.
-To idźcie beze mnie, czy ja wam tego bronię?- odkrzyknęłam przez drzwi łazienki. Byłam poirytowana. Nie musieli na mnie czekać, ale to robili, więc skoro tego chcą to po co mnie cały czas pospieszają?!
-Przecież dobrze wiesz, że nie pójdziemy!- tym razem był to głos Harrego. Po jeszcze paru minutach opuściłam łazienkę i ujrzałam przed sobą pięciu zniecierpliwionych nastolatków.
-Możemy już iść?- spytał Nialler, a ja przytaknęłam. Była godzina szósta po południu, mieliśmy czas wolny, więc chcieliśmy razem wybrać się na miasto.
-Ile ty się możesz zbierać?- zapytał Liam, kiedy schodziliśmy po schodach.
-Jestem dziewczyną, mam do tego prawo- odparłam lekko urażona.
-My też jesteśmy, a jakoś nie spędzamy w łazience dwóch godzin- zauważyła Patty.
-Bo wy dwie jesteście jakieś dziwne- pokazałam jej język- A poza tym, nie siedziałam tam przez dwie godziny.
-A chcesz się założyć?- odezwał się Horan, gdy wychodziliśmy z naszego domku, uprzednio założywszy buty i kurtki.   
-Dobra, dajcie mi spokój- powiedziałam, udając obrażoną. Spacerowaliśmy chodnikiem i szliśmy w stronę centrum miasta. Na nasze nieszczęście jako przewodników mieliśmy Hazzę i Nialla, którzy cały czas celowo skręcali nie tam, gdzie trzeba, aby nas poirytować. Do centrum doszliśmy po około godzinie, chociaż powinniśmy tam być co najmniej pół godziny wcześniej.
-Jesteście totalnymi kretynami. Wiecie o tym, prawda?- powiedziała Susan, kiedy wreszcie dotarliśmy do centrum handlowego.
-Może i jesteśmy, ale to nie my siedzimy w łazience…
-Zamknij się- nie pozwoliłam dokończyć Loczkowi zdania. Chodziliśmy po sklepach, cały czas się wygłupiając i choć żadne z nas niczego sobie nie kupiło, bawiliśmy się świetnie. Kiedy byliśmy w ostatnim, największym ze wszystkich sklepów, Suzie znalazła sukienkę, którą wzięła do przymierzalni. Wszyscy poszli za nią, aby powiedzieć jej jak wygląda, ale ja nie miałam na to najmniejszej ochoty. I tak wiedziałam, że sukienka będzie leżała na niej wspaniale, jak wszystkie ciuchy na tym świecie. Przechadzałam się pomiędzy półkami i stojakami, szukając czegoś dla siebie, kiedy poczułam, jak ktoś puka w moje ramię. Wzdrygnęłam się i natychmiast odwróciłam w stronę tego kogoś, kim z resztą na sto procent jest Harry albo Niall. Zmierzyłam ową postać swoim spojrzeniem, zaczynając od stóp a kończąc na twarzy. Wysokie, granatowe adidasy z Nike, czarne rurki, biały T-shirt i granatowo-biała, rozpięta bejsbolówka. Spojrzałam na twarz chłopaka. Ciemna cera, czarne włosy postawione na żel, bajeczne, brązowe oczy i ten czarujący uśmiech.
-Zayn, co ty tu robisz?- uśmiechnęłam się, rozpoznając tożsamość osoby stojącej przede mną.
-Wydaje mi się, że to samo co ty- puścił mi oczko- Do galerii chodzi się chyba po zakupy, prawda?
-No tak…- zarumieniłam się lekko- Już dobrze z twoim nosem?- mulat przytaknął.
-A jak tam twoja kara?
-Nie była aż taka straszna- odparłam- Zayn… Mogę cię o coś spytać?
-Pytaj o co chcesz.
-Bo wtedy, na ulicy… Policjant powiedział coś takiego, że niby przed sprawiedliwością nie dasz rady wiecznie uciekać… I w ogóle, on cie znał, czyli miał już z tobą kiedyś do czynienia… Czy ty…
-Kurwa, gdzie ona jest?!- usłyszałam z daleka głos Hazzy.
-Pewnie znowu poszła do lasu- odpowiedział mu Niall, a Zayn zaśmiał się.
-Twoi przyjaciele chyba cię szukają.
-Chyba… Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie- nie chciałam ustąpić.
-Nawet go nie dokończyłaś. Porozmawiamy o tym kiedy indziej, dobra? Teraz musisz już iść- powiedział stanowczo, a ja westchnęłam zrezygnowana. Uśmiechnęliśmy się jeszcze do siebie, a później odeszłam bez słowa pożegnania.

*OCZAMI ZAYNA*
Patrzyłem, jak dziewczyna powoli odchodzi w stronę, z której dobiegały głosy jej przyjaciół. Więc zaczyna się już domyślać… Trudno, będę musiał wcisnąć jej jakiś kit. Kiedy znikła pomiędzy wieszakami, patrzyłem jeszcze przez chwilę na miejsce, w którym przed chwilą stała, po czym odwróciłem się i opuściłem sklep, wychodząc na korytarz. Podszedłem do moich zaciekawionych znajomych, którzy, zgodnie z moją prośbą, nie weszli ze mną do sklepu.
-Kto to był?- spytał Louis, z którym zdążyłem się już pogodzić.
-Znajoma- odparłem wymijająco.
-Skąd się znacie?- do rozmowy wtrącił się Ed- Chętnie bym ją przeleciał…
-Nie interesujcie się- warknąłem- Po prostu, kolejna laska, czy to ma jakieś znaczenie skąd się znamy? I ona jest moja, więc ty trzymaj swoje brudne łapy z daleka od jej ciała.
-A niby czemu, Zaynee?- zakpił Ed. On i reszta chłopaków zawsze nazywali mnie ‘Zaynee’, gdy chcieli mnie poirytować- Bo ty mi zabronisz?
-Zaklepał ją sobie- zaśmiał się Austin.
-Dobra, odwalcie się od niego, idioci- warknął Tommo- Macie chyba coś takiego jak zwykła, męska przyzwoitość? Nie odbieramy lasek kumplom, szmaciarze.
-Czemu tak nas nazywasz, skoro sam taki jesteś?- zdenerwował się Ed.
-Bo on nie rzuca się na dziewczyny, które należą już do kogoś innego- powiedziałem. Zapadła niezręczna cisza.
-Może nie stójmy tu jak jacyś debile i chodźmy do tamtego sklepu. Podoba mi się tamta bluza- odezwał się Mike, który jak dotąd siedział cicho. Cała nasza piątka ruszyła w stronę Top Mana.

*NASTĘPNEGO DNIA*
Zapukałem do drzwi. Było parę minut po ósmej wieczorem. Stałem przez chwilę na mrozie, kiedy w końcu drewniana płyta rozchyliła się i ukazał się w niej lokowany, zielonooki szatyn, dosyć wysoki. Na stopach miał szare kapcie, a ubrany był w granatowo-czarną piżamę. Kiedy mnie zobaczył, uśmiech spełzł mu z twarzy.
-Jest Rose?- spytałem, nie zważywszy na jego wystraszoną minę.
-Ja… Eee… Kto?- wydukał.
-Rose. Rose Harris. Jest tutaj?- nastolatek patrzył na mnie podejrzliwie.
-A mogę wiedzieć, czego od niej chcesz?- warknął. Muszę przyznać, że zdziwiła mnie jego wojownicza postawa, zważywszy na to, że przed chwilą bał się na mnie spojrzeć.
-Nie, nie możesz. Mów, jest czy jej nie ma, czas mnie goni.
-Nie, wyszła- odparł lodowatym tonem i chciał zamknąć drzwi, ale zablokowałem je swoją nogą.
-Na pewno?- dopytywałem.
-Tak, a teraz…
-Niall, odwal się, idioto!- przerwał mu krzyk dziewczyny, dobiegający z głębi domu. Bardzo dobrze znałem ten głos.
-Cholera…- przeklął pod nosem lokowany, a ja uśmiechnąłem się satysfakcjonująco.
-Nie ładnie tak kłamać- powiedziałem i nie zważając na protesty szatyna, przekroczyłem próg domu. Zobaczyłem Rose w szlafroku, szarpiącą się z jakimś blondynem o ręcznik, którym zapewne chciała owinąć swoje mokre włosy. Szatyn, który otworzył mi drzwi stał za moimi plecami i chyba nie miał już odwagi się odezwać- Cześć- odezwałem się po paru minutach przyglądania się wygłupiającym się przyjaciołom. Obydwoje spojrzeli w moją stronę. Chłopakowi zrzedła mina, natomiast Rose uśmiechnęła się promiennie.
-Zayn!- ucieszyła się- Co się stało?
-Chciałem porozmawiać- odparłem, a ona przytaknęła. Wyszliśmy razem na korytarz, natomiast zielonooki i blondyn rozsiedli się w salonie. Słychać było stamtąd przyciszone szepty, ale ja nie przejąłem się tym za bardzo- Chciałaś mnie o coś spytać.
-Tak… Zayn… Czy ty masz jakiś konflikt z prawem?- zapytała bez żadnych ogródek, a ja przez chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią.
-Nie, nie robię nic złego. Po prostu tutejsza policja jest trochę… Niesprawiedliwa… I ja z moimi przyjaciółmi nie przegapiamy okazji do drażnienia się z nimi, za to, co oni robią obywatelom naszego miasta, więc trochę nas nie lubią- odparłem i uśmiechnąłem się do siebie, nie wierząc, że wymyśliłem tak dziwne kłamstwo.
-Ale na pewno…
-Tak, na pewno. Muszę już iść, bo słyszę, jak ktoś schodzi po schodach, może być to wasz opiekun, a nie chcialbym się na niego natknąć. Chyba nie byłby zadowolony, gdyby zobaczył jak jakiś chłopak odwiedza cię wieczorem- puścił mi oczko.
-Nic mu do tego… Ale jednak wolę mu się nie narażać- powiedziała.
-Sama widzisz. To… Cześć- uśmiechnąłem się do niej na pożegnanie, ona uczyniła to samo.
-Zayn… Zobaczymy się jeszcze kiedyś, prawda?
-Na pewno- odparłem, kiedy naciskałem klamkę - I nawet nie wiesz, jak szybko zakończy się ta znajomość…- powiedziałem sam do siebie, kiedy znalazłem się już na zewnątrz.
Skierowałem swoje kroki w stronę wyjścia z ośrodka i uśmiechnąłem się na uczucie wibracji telefonu, dzwoniącego w mojej kieszeni. Wyjąłem urządzenie i spojrzałem na wyświetlacz. Jenny… 

**********Poza opowiadaniem**********
Cześć wszystkim <3 Więc... Nareszcie mamy Czwarty Rozdział xD Nie wiem, czy Wam się spodoba, ale osobiście uważam, że nie wyszedł mi najlepiej :/ Starałam się nie wsadzać tu tylu bezsensownych opisów co w Rozdziałach wcześniejszych, ale nie mam pojęcia jak mi to wyszło. Pozostawiam to Waszej opinii ;) Trochę mi głupio, że ostatnio tak się nad sobą użalałam, jak jakaś totalna ciota... ;x Fakt, ostatnio kiepsko u mnie z przyjaźnią <Majkaa :'(> i z rodziną... Boże, ja znowu zaczynam ;dd Chyba serio jestem jakąś skończoną ciotą ;D Okey, koniec o mnie... Przepraszam za wszystkie błędy, jakie pojawiły się w tym Rozdziale oraz za to, że tyle musieliście na niego czekać... :c Obiecuję, że Rozdział Piąty pojawi się najpóźniej za 10 dni, ale i tak planuję dodać go wcześniej ;* Byłabym bardzo wdzięczna za szczere opinie na temat nowego Rozdziału w komentarzach, ale do niczego Was nie przymuszam :) Na koniec chciałabym jeszcze dodać, że niedługo na blogu powinna pojawić się nowa zakładka 'Czytam', w której- jak sama nazwa wskazuje- zostaną umieszczone blogi, które czytam (i jeden z nich piszę wraz z przyjaciółką) oraz które uważam za godne polcenia ;3 To tyle, kocham Was <3
Malikowa,xx

wtorek, 26 listopada 2013

Decyzja...

Cześć, dawno tu nie zaglądałam... Przepraszam, że tak Was olałam, macie prawo być na mnie źli, jestem beznadziejna... Ale ostatnio wpadłam w doła i zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem, jakie jest ono bezsensowne, jaka ja jestem bezsensowna. I w końcu doszłam do wniosku, że jestem chodzącym beztalenciem, które uprzykrza życie wszystkim na około tylko dlatego, że w ogóle istnieje ;/ Ale dobra, nie piszę tego posta aby zwierzać Wam się z moich 'mądrych' przemyśleń o mnie ;3 Myślałam też sporo o tym blogu i zdecydowałam, że dam mu jeszcze szansę. Może i piszę tutaj totalny kicz, ale trudno- nie zamierzam się tak łatwo i szybko poddać. Teraz kieruję prośbę do Was: jeśli dalej zaglądacie na tego bloga, czytacie moje FF-w co szczerze wątpię, bo jest ono co najmniej tandetne- to napiszcie w komentarzu choćby zwykłe 'Czytam'. Chciałabym wiedzieć, czy ktokolwiek tu jeszcze został po tak długiej przerwie... Czwartego Rozdziału możecie spodziewać się jutro albo ewentualnie pojutrze :) Kocham Was mocno,
Malikowa, xx


środa, 6 listopada 2013

Rozdział Trzeci

"Jestem po prostu inna. Zapamiętaj to, Zayn. Mnie nie dasz rady złapać, choćbyś nie wiem jak się starał."

Jeszcze nigdy nie czułam się tak, jak teraz. To było prawie tak, jakbym spała, a jednak coś się różniło. Nie słyszałam, nie widziałam ani nie czułam nic, co działo się wokół mnie. Zupełnie tak, jakby moja dusza oddzieliła się od ciała i jedyne, co mogła teraz robić, to myśleć. A może ja umarłam? Może ta postać, którą widziałam w lesie nie miała wobec mnie przyjaznych zamiarów i po prostu… Skończyła ze mną? Ale czy tak właśnie wygląda życie pozagrobowe? Czy moja dusza nie powinna być wolna, czy nie powinnam spotkać wszystkich swoich bliskich zmarłych,  a nie gnić samotnie w jednym miejscu, bez żadnego konkretnego celu? Toczyła się we mnie wojna różnych myśli:
„Umarłam, muszę się z tym pogodzić.
Nie, to na pewno nie tak wygląda, ja nadal żyję.
A skąd ja niby wiem, jak to powinno wyglądać?
No… Nie wiem, ale na pewno nie tak, jak teraz. Po prostu zemdlałam.
Dlaczego sobie tak wmawiam?
Nie ma dowodów na to, że nie żyję. Poczułabym coś, gdyby ktoś mnie zabijał.
Wstrzyknął mi coś i nic nie poczułam. Nie oszukuj się, Rose, zginęłaś, tylko nie trafiłaś do Bram Raju, dlatego jest tak… Dziwnie.
To nieprawda, ja wciąż żyję, tylko- jeśli można to tak ująć- jestem w stanie hibernacji.
…”
Im dłużej moje dwa wewnętrzne głosy toczyły tę bitwę słowną, tym bardziej uświadamiałam sobie, jak debilne mam myśli. Rozdwojenie osobowości, że kłócę się sama ze sobą? Chore. Tak więc, do tych dwóch głosów dołączył jeszcze trzeci, który twierdził, że ta sprzeczka jest co najmniej idiotyczna i że najlepiej będzie poczekać na rozwój wydarzeń. I właśnie wtedy doszła kolejna myśl, która mówiła, że ciekawe co by pomyślał sobie o mnie ktoś, kto mógłby wniknąć do mojego umysłu. Najzwyczajniej w świecie ośmieszyłabym się, ale mimo tego nie potrafiłam zatrzymać tych wszystkich moich myśli: o tym, że żyję, o tym, że nie żyję, o tym, jakie to pojebane i o tym, jaka jestem dziwna. Można powiedzieć, że pędziły one samowolnie, bez mojej kontroli, chociaż wykrzesałam z siebie wszystko, aby się ich pozbyć. Tak właściwie, to efekt był raczej odwrotny: zaczęłam myśleć nad tym wszystkim jeszcze intensywniej, niż wcześniej. Cały czas zagłębiona w moich bezsensownych dumaniach, nawet nie zwróciłam uwagi na dźwięk, który przed chwilą przedostał się do moich uszu. Dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę z tego, że cokolwiek słyszę. Teraz wszystkie moje myśli nagle ucichły, jakby ktoś skarcił je za zbyt głośne dyskutowanie, chociaż oczywiście nie mówiłam niczego na głos. W tej chwili całą swoją uwagę skupiłam na odgłosie dobiegającym gdzieś obok mnie. Dźwięk zniknął, znowu towarzyszyła mi głucha cisza, gdy stała się kolejna- oczywiście tylko w tej sytuacji- dziwna rzecz: poczułam coś, a mianowicie dym.
Dym niewiadomego pochodzenia, który zawzięcie próbował przedostać się do moich nozdrzy a następnie płuc, zajmując każdy ich wolny fragment. Dym, możliwe że pochodzenia papierosowego, który w przeciwieństwie do tego dziwnego odgłosu chwilę temu, był przeze mnie zupełnie nie chciany. Dźwięk, do którego nadstawiałam kilka minut temu uszy, aby móc go rozpoznać, teraz wydał mi się tak przyjemny, w porównaniu z dymem, przed którym chciałabym uciec, który napełnił całą moją klatkę piersiową nieprzyjemną wonią. I w miarę, jak szybko się pojawił, tak też szybko zniknął, pozostawiając za sobą tylko nie miłe uczucie wokół mnie i w moich płucach, ale na szczęście zaraz potem ulotniło się ono. Zupełnie zapomniałam o moich wcześniejszych myślach, teraz pojawiły się nowe, które kłóciły się między sobą, gdzie jestem, co to był za dym, co na początku słyszałam i co dokładnie dzieje się w moim otoczeniu. I, podobnie jak te wcześniejsze, prędko zostały one uciszone kolejnym odgłosem gdzieś z zewnątrz, tym samym, który słyszałam już jakiś czas temu. Po chwili skupienia i uważnego przysłuchiwania odgłos ponownie zniknął, lecz tym razem wiedziałam już, co to było. Siorbanie. Ktoś coś pije. Po kolejnych kilkunastu minutach bezcelowego i coraz intensywniejszego myślenia o tym, co się teraz działo, dotarło do mnie coś, co powinnam zrozumieć już kilkanaście a może i kilkadziesiąt minut temu. Słyszę, czuję. Przebudzam się! I po tym wniosku w mojej głowie pojawiła się kolejna burza myśli:
„Wspaniale! Ale co ujrzę, gdy otworzę oczy?
Tego, kto coś pije i tego, który pali? Kim ten ktoś jest i czy powinnam się go bać?
A co jeśli siedzę gdzieś, w jakiejś ciemnej piwnicy, związana, a ten ktoś ma tylko pilnować, żebym nigdzie nie uciekła…?
Ha ha ha, Boże, jaka ja jestem chora... Oglądam za dużo filmów, zdecydowanie za dużo…
Ale to jest realne!
A niby po co ktoś miałby mnie porywać i przetrzymywać w piwnicy?!
No nie wiem, ludzie są różni.
Jezu… Nie wiedziałam, że jestem aż tak durna i że mam aż tak wybujałą wyobraźnię. 
…”
Kolejna debilna konwersacja przeprowadzona sama ze sobą. Jak tylko się ocknę, idę do psychologa, może uda mu się wyleczyć mnie z…
-Cholera…- do moich uszu przedostało się przekleństwo, które przerwało moje idiotyczne rozmyślania, z czego byłam bardzo zadowolona. Głos, który wypowiedział to słowo niewątpliwie należał do chłopaka, był on niski i lekko ochrypnięty. Dobra, dawaj, jeśli nie otworzysz oczu, nigdy nie dowiesz się, o co chodzi. No, zbierz się w sobie, Rose, to zwykłe uchylenie powiek, w razie czego znowu je zaciśniesz...- myślałam. Otworzyłam oczy i przez chwilę widziałam tylko ciemność. Później zaczęły pojawiać się jakieś różne, kolorowe plamy, które powoli przeistaczały się w coraz ostrzejsze kształty, aż w końcu widziałam wszystko tak jak zawsze. Najdłużej w całość układała się spora plama w jaśniejszym odcieniu czekolady, która prawie całkowicie zasłaniała mi widoczność. W końcu zrozumiałam, iż jest to ludzka twarz. Twarz ta niewątpliwie należała do chłopaka, i to jak przystojnego! Przyjrzałam mu się uważnie, on przyglądał się mnie. Wspaniale ułożone, czarne włosy, idealna cera mulata, uroczy uśmiech pełen perlisto białych, równych zębów i to magiczne, czekoladowe spojrzenie... Zaraz... Skąd jest mi znajoma ta śliczna twarz? Chwilkę... Czy to nie jest... O mój Boże... Nie mogłam uwierzyć, kogo widzę przed sobą, po prostu oniemiałam. To był on, nie dało się go pomylić z nikim innym. Patrzyłam właśnie na mojego chłopaka-marzenie. Niemożliwe...- Nareszcie się obudziłaś- mulat przerwał ciszę panującą pomiędzy nami i uśmiechnął się promiennie. Przestawiłam się z pozycji leżącej do siedzącej, nie odpowiadając mu. Zaczęłam przyglądać się miejscu, w jakim teraz byłam. Ściany tutaj pomalowane były czarną farbą, podobnie jak sufit. Wszystkie meble: duża szafa, biurko, komoda, biblioteczka i dwie małe szafeczki były w tym samym odcieniu szarego, z czarnymi elementami. Natomiast wszystkie dodatki: rolety, pościel z łóżka, na którym właśnie siedziałam, niewielki dywan leżący na szarych panelach podłogowych, lampka, krzesło, na którym usadowił się chłopak (pewnie zazwyczaj stało ono przy biurku) i inne tego typu rzeczy były w kolorze ciemnoczerwonym. Pomieszczenie było ładnie ozdobione, jednak wyglądało trochę ponuro. Spojrzałam na chłopaka siedzącego obok mnie. Ubiór miał równie smutny, co ten pokój wygląd: czarne rurki, czarny T-shirt, czarne skarpetki i czarny rzemyk przewiązany przez lewy nadgarstek.
-Gdzie ja jestem?- odważyłam się w końcu spytać.
-W moim pokoju- odparł ciemnowłosy. Tego to sama zdążyłam się już domyślić. Chodzi mi o konkretne miejsce w mieście!, pomyślałam- Spacerowałem akurat po lesie, kiedy zobaczyłem ciebie. Zemdlałaś. Nie mogłem cię obudzić, a nie wziąłem ze sobą telefonu, żeby zadzwonić po pogotowie, więc postanowiłem zabrać cię do swojego mieszkania- opowiedział. Czyli że postacią biegnącą w moją stronę, którą wtedy zobaczyłam, był on- A tak w ogóle, to jestem Zayn- dodał i uśmiechnął się jeszcze szerzej niż wcześniej.
-Rose- powiedziałam cicho.
-Piękne imię, jednak mimo wszystko brzydsze od swojej właścicielki- puścił mi oczko, a ja oblałam się szkarłatnym rumieńcem słysząc te słowa, co- z tego, co mi się wydawało- usatysfakcjonowało chłopaka.
-Czy to nie na ciebie patrzyłam wczoraj rano, kiedy byłam w autobusie?- chciałam zmienić temat.
-Tak. Muszę ci coś powiedzieć... Proszę, nie bądź zła za moją bezpośredniość, ale... Nie zezłościsz się, jeśli ci coś powiem?- spytał, a ja niepewnie kiwnęłam głową- Odkąd cię wtedy zobaczyłem, nie mogłem przestać o tobie myśleć. Wiesz, w końcu tak ślicznej dziewczyny się nie zapomina- czułam wyraźnie, że ciemnooki mnie podrywa, co lekko mnie krępowało. Musiałam przyznać, że dziwiła mnie otwartość chłopaka.
-To... Dzięki za pomoc... Wrócę do domu i już nie będę ci się już narzucać...- powiedziałam i wstałam z łóżka, kiedy poczułam uścisk czyjejś dłoni na moim nadgarstku.  
-Nie puszczę cię do domu- powiedział stanowczo- Wiesz w ogóle, która jest teraz godzina? O tej porze po okolicy kręcą się podejrzane typy...
-Dzięki za troskę, ale naprawdę sobie poradzę- chciałam postawić na swoim, mulat wstał z krzesła.
-Proszę cię, jeszcze coś zrobią z twoją piękną buźką- ponownie puścił mi oczko, a ja spuściłam swój wzrok na podłogę- Nie puszczę cię- kątem oka zauważyłam, że chłopak uśmiecha się zadziornie.
-Ale ja naprawdę nie chcę ci się narzucać...- wymamrotałam. Ciemnowłosy przysunął się niebezpiecznie blisko mnie.
-Taka wspaniała dziewczyna w moim mieszkaniu to dla mnie ogromne szczęście, a nie problemy- wyszeptał mi do ucha. Zarumieniłam się jeszcze bardziej, niż wcześniej, speszona śmiałością mulata. Chciałam odsunąć się od niego o co najmniej jeden duży krok, jednak on wciąż trzymał mnie za nadgarstek i patrzył na mnie tak, jakby na coś czekał. O co mu chodzi?...
-Emm... Zayn...?- zaczęłam niepewnie- Możesz mnie już puścić?...
-Co?...- chłopak wyglądał na lekko zaskoczonego- A, tak... Przepraszam- rozluźnił uścisk swoich palców i schował dłoń do kieszeni spodni. Brunet zmieszał się trochę, nie był już taki pewny siebie, co wcześniej. Widocznie nie spodziewał się, że zareaguję w taki sposób na jego bliskość.
-A tak w ogóle, to która jest teraz godzina?- spytałam po kilku minutach, chcąc przerwać niezręczną ciszę panującą w pokoju.
-Nie wiem, pewnie coś koło dziewiątej wieczorem- odparł i wzruszył obojętnie ramionami.
-CO?!- krzyknęłam, nie panując nad swoimi emocjami. Kiedy wyszłam do lasu było coś koło pierwszej, a teraz jest dziewiąta? Jak to możliwe?!- Zayn, przykro mi, ale ja na serio muszę już wracać- powiedziałam zdeterminowana i szłam już w stronę drzwi, gdy on ponownie mnie zatrzymał. Czego on, do cholery jasnej, znowu ode mnie chce?!
-Poczekaj! Ej, nie wyrywaj mi się tak, chcę tylko, żebyś przez chwilę mnie posłuchała!- po tych słowach uspokoiłam się lekko. Powie to, co ma powiedzieć, i wtedy pójdę, nie mam zamiaru się z nim szarpać-O tej porze naprawdę niebezpiecznie jest wychodzić na zewnątrz. Nie wiesz, jakie typy tam grasują, co robili już niejednej dziewczynie w twoim wieku- zawahałam się przez chwilę. Może naprawdę mądrzej byłoby spędzić tę noc u niego, a rano wrócić do liceum?- I jeśli to też ci tak przeszkadza, to nie, nie sprawisz mi żadnego kłopotu. Wręcz przeciwnie, będę zadowolony, że będę miał towarzystwo na wieczór- uśmiechnął się do mnie delikatnie, a gdy otworzyłam usta, aby dalej upierać się przy swoim, on zaczął ponownie mówić, zapewne aby uniknąć słuchania moich zaprzeczeń- I nie, nie mówię tego wszystkiego tylko dlatego, że wypada cię u siebie przenocować. Mieszkam tu sam i czasami potrzebuję z kimś porozmawiać. Gadanie do telewizora zaczyna mnie już nudzić- dodał, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech, jednak zaraz potem zniknął- No, nie dawaj się tyle prosić- patrzył na mnie z wyczekiwaniem, a ja myślałam. Pewnie martwią się o mnie w ESL-u, ale jeśli będę chciała tam wrócić o tej porze, mogę nie wrócić tam wcale... I nie wiem nawet, gdzie jestem, więc nie potrafiłabym odnaleźć drogi powrotnej do szkoły... A na dodatek ten Zayn... Intryguje mnie, nie będę się oszukiwać. I jeszcze to, jak bardzo prosi mnie, abym została... Możliwe, że po prostu chce być miły i tylko udaje, ale nawet, gdyby tak było- chcę go poznać. Tak, zatrzymanie się tutaj na jedną noc będzie chyba najlepszym rozwiązaniem.    
-Dobra, zostanę- odparłam po długim namyśle- Ale jutro z samego rana będę musiała już wracać.
-A co ci zależy?
-Mam szkołę- po tych słowach Zayn przytaknął ze zrozumieniem- Aha, jeszcze jedno.
-Co takiego?- spytał.
-Muszę zadzwonić do moich przyjaciół, żeby się o mnie nie martwili- odparłam, a on kiwnął prawie nieznacznie głową, jednak dalej stał w tym samym miejscu, co wcześniej. Nie zamierzałam odbywać moich rozmów prywatnych przy osobie poznanej przed chwilą, ale nie chciałam również wypraszać go z jego własnego pokoju. Odchrząknęłam cicho- Mogłabym?...- zapytałam niemalże szepcząc.
-A, no tak, już wychodzę- na szczęście chłopak zrozumiał aluzję i z wielkim uśmiechem na twarzy opuścił pokój. Cały czas się uśmiecha... Naprawdę jest aż tak szczęśliwy dlatego, że zgodziłam się tu zostać? Musi być bardzo samotny... Otrząsnęłam się z rozmyślań o Zaynie i wyjęłam z kieszeni moich rurek telefon. Chociaż wielokrotnie próbowałam uruchomić urządzenie, wciąż widziałam tylko czarny ekran. No tak, jak zwykle musiał się rozładować w najmniej odpowiedniej chwili- Szlag by to trafił- wymamrotałam i schowałam iphonea z powrotem do kieszeni. Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju Zayna. Zauważyłam granatowy kubek, stojący na szafce obok łóżka. To pewnie z tego kubka pił ciemnowłosy, kiedy słyszałam siorbanie. Nacisnęłam klamkę i wyszłam z sypialni mulata. Znalazłam się teraz w pomieszczeniu trochę większym od tego, które przed chwilą opuściłam. Pod jedną ścianą stała tu niewielka, ciemnobrązowa sofa, na której mogłyby się pomieścić maksimum cztery osoby, a i tak musiałyby się cisnąć. Leżały na niej dwie poduszki w jej kolorze i dwie w kolorze jasnobeżowym, takim samym, co panele podłogowe. Tuż przed kanapą stał mały, przeszklony stoliczek do kawy. Przy przeciwległej ścianie, na niewysokiej szafeczce w kolorze bardzo zbliżonym do koloru sofy, stał płaski, czarny telewizor, na oko czterdziestopięcio calowy. Przy tej samej ścianie, przy której stało to urządzenie, ustawiona była również komoda i przeszklona gablotka, obydwa meble w kolorze takim samym co kanapa czy szafka na telewizor. Ściany w tym pomieszczeniu pomalowane były ciemnobeżową farbą, a sufit białą. Na podłodze, pomiędzy stolikiem do kawy a telewizorem leżał ciemnobrązowy dywan. Znajdowało się tutaj tylko jedno okno, nad kanapą, które w tej chwili przysłonięte było jasnobeżową roletą. Pokojem tym na pewno był salon. Ruszyłam dalej i kiedy wyszłam z salonu znalazłam się w odrobinę ciasnym korytarzyku. Sufit był biały, ściany czarne, a podłoga jasnobrązowa. Jedynymi rzeczami, jakie tu zauważyłam, był czarny wieszak z kilkoma uczepionymi na nim męskimi kurtkami, kilka par butów porozrzucanych niechlujnie obok siebie oraz wąskie lustro, w którym można było zobaczyć całą swoją postać, od nóg do głowy. Naprzeciwko mnie znajdowały się duże drzwi z wizjerem prowadzące zapewne na klatkę schodową. Z lewej strony korytarza również znajdowały się drzwi, pewnie prowadzące do łazienki. Ja skręciłam w prawo, przechodząc przez otwarty łuk drzwiowy. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, znalazłam się teraz w kuchni. Jej kolory były takie same, co te z korytarza. Tutaj również sufit był biały, ściany czarne, a podłoga jasnobrązowa. Wszystkie meble były w kolorach czarno-białych: szafeczki wiszące na ścianach z poustawianymi przy nich szafkami, lodówka, zmywarka, kuchenka, stół i cztery krzesła ustawione na środku pokoju, a nawet mikrofalówka i sokowirówka stojące na szafkach. Wszystkie szafeczki przybite do ścian posiadały szyby z mlecznego szkła. Dopiero po długim czasie przyglądania się kuchnio-jadalni zauważyłam Zayna gotującego coś w czajniku- Co robisz?- spytałam, podchodząc do chłopaka. Mulat odwrócił się w moją stronę.
-Zaparzam nam herbatę- odparł, nie zdejmując wielkiego uśmiechu ze swojej ślicznej twarzy- Krótko gadałaś. Co powiedzieli twoi przyjaciele?- zapytał.
-Nie zadzwoniłam do nich. Bateria mi padła. A właśnie... Przepraszam, że nadużywam twojej gościnności, ale czy mogłabym cię o coś poprosić?- zerknęłam brunetowi przez ramię. Nalewał wody z czajnika do dwóch kubków, takich samych, co ten, który zauważyłam w jego pokoju.
-No, dawaj- powiedział zachęcającym tonem, odkładając czajnik na kuchenkę, w tej chwili już wyłączoną.
-Czy mogłabym zadzwonić z twojego telefonu?- spytałam nieśmiało. Otworzył którąś z górnych szafek i wyjął z niej paczkę cytrynowej herbaty Lipton, a następnie zamknął mebel.
-Sorry, ale nie mam nic na koncie- odparł. Otworzył paczkę i wyjął z niej dwa woreczki wypełnione ziołami, po czym włożył po jednym do obydwu kubków- Dobra, wyluzuj trochę, może nie zgłoszą zaginięcia na policję przez jeden dzień twojej nieobecności?- Zayn puścił mi oczko, w tym samym czasie zamykając opakowanie herbaty i wkładając je z powrotem do szafki, na jej właściwe miejsce.
-No chyba raczej nie...- usiłowałam się uśmiechnąć, co nie za dobrze mi wyszło. Nie chciałam dalej patrzeć na ciemnookiego, więc przeniosłam swój wzrok do wnętrza jednego z dwóch granatowych kubków stojących na białym blacie obok kuchenki. Gorąca woda jaka się w nim znajdowała, pod wpływem włożonych do niej ziół, zaczęła robić się ciemniejsza, i ciemniejsza, coraz bardziej przypominając herbatę. Suzie... Ona może spanikować i zgłosić moje zaginięcie... Tak, jest do tego zdolna...Kiedy sytuacja robi się naprawdę poważna, ona po prostu panikuje, a moje nagłe zniknięcie może być dla niej odrobinę stresującą sytuacją. Oby nie szła z tym na policję, proszę, błagam, oby nigdzie tego nie zgłaszała, modliłam się w duchu. Moje przemyślenia przerwał Zayn, który wręczył mi do ręki kubek z parującym napojem, mówiąc przy tym krótkie proszę i obdarzając mnie swoim zniewalającym uśmiechem. Chwycił w dłoń drugie z dwóch naczyń, a następnie wyszedł z kuchni, ja podążałam za nim. Przeszliśmy przez ciasny korytarzyk i zatrzymaliśmy się w salonie. Ciemnooki usadowił się wygodnie na sofie, ja zajęłam miejsce w pewnej odległości od niego. Mulat obdarzył mnie kolejnym, ciepłym uśmiechem. Właśnie miałam go spytać, dlaczego jest taki szczęśliwy, jednak on uprzedził moje pytanie swoim, gdy otwierałam już usta, aby wydać dźwięk ze swojego gardła- Co chcesz oglądać?- po tych słowach odłożył na stolik do kawy swój kubek z herbatą, a następnie wziął do ręki pilota od telewizora, ani na chwilę nie spuszczając mnie z oczu.    
-Tak właściwie, to chcę pogadać- odparłam po krótkiej chwili ciszy i upiłam łyk gorącej cieczy. Herbata, choć pochłonięta w niewielkiej ilości, ogrzała mnie od środka.
-A o czym chcesz rozmawiać?- zapytał, patrząc na mnie zaciekawionym spojrzeniem.
-O tobie- powiedziałam krótko- Prawie nic o tobie nie wiem.
-A co dokładnie chcesz o mnie wiedzieć?- dopytywał Zayn, który w chwili obecnej spoglądał na mnie z wyraźnym zafascynowaniem, wymalowanym na jego twarzy.
-No nie wiem...- zastanowiłam się przez chwilę- Choćby to, jak masz na nazwisko, ile masz lat, czym się zajmujesz, jak długo mieszkasz w Bradford...
-Dobra, dobra, załapałem- przerwał mi z uśmiechem na twarzy- No więc, nazywam się Zayn Javadd Malik, mam dziewiętnaście lat, mieszkam w Bradford od zawsze- opowiedział oficjalnym tonem, jak gdyby znajdował się na rozmowie kwalifikacyjnej w sprawie pracy- Może być?- spytał.
-A czym się zajmujesz?
-Emmm...- zawahał się na moment- Nie mam jakiejś stałej posady, biorę to, co akurat wpadnie mi w ręce- odparł, a ja przytaknąłem, chociaż nie do końca zrozumiałam jego odpowiedź.   
-A...- zastanawiałam się przez chwilę- Twoja rodzina? Mówiłeś, że mieszkasz tu od zawsze, czyli że oni muszą być gdzieś w tym mieście- chłopak momentalnie przestał się uśmiechać, spuścił swój wzrok na podłogę. Wgapiał się w nią bezsensownie i co jakiś czas otwierał usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak od razu je zamykał. 
-Wychowywałem się w tutejszym sierocińcu- wykrzstusił w końcu. Od razu pożałowałam, że zadałam takie pytanie. Nie powinno aż tak interesować mnie jego życie prywatne... 
-O... Przepraszam... Nie wiedziałam...- wymamrotałam. Straciłam wszelką ochotę na dalsze przepytywanie dziewiętnastolatka. 
-Nic nie szkodzi- wzruszł obojętnie ramionami- Oswoiłem się już z tym faktem, nie przejmuj się- uśmiechnął się kwaśno- Ale może teraz, tak dla odmiany, ty opowiesz mi coś o sobie- zaproponował, a ja przytaknęłam. 
-Mam odpowiadać na te same pytania co ty, czy...
-Jak chcesz.
-Dobra. No więc, nazywam się Rose Emma Harris, mam siedemnaście lat. Moje rodzinne miasto to Londyn, ale przyjechałam tu, aby uczyć się w Elitarnej Szkole Licealnej, gdzie zaczynam drugą liceum. Jestem w Bradford po raz pierwszy w życiu... I nie mam rodzeństwa- skończyłam wygłaszać mój monolog, mówiąc tak samo poważnym tonem, co Zayn wcześniej, dzięki czemu chłopak odrobinę się rozchmurzył.
-To co, poznaliśmy się już?- spytał Malik i uśmiechnął się do mnie w odrobinę dziwny sposób, niezidentyfikowany przeze mnie. 
-Do tego stopnia, że mogę cię nazwać moim nowym znajomym- puściłam mu oczko.
-Dziękuję, czuję się wielce zaszczycony- powiedział wyniosłym tonem. Jeszcze przez kilkanaście minut rozmawialiśmy ze sobą, udając jakieś ważne osobowości, jednak w końcu znudziło nam się takie sztywne zachowanie. Zaraz po naszych poważnych postawach i słowach nastąpiło coś zupełnie odwrotnego- zupełnie nam odpierdoliło, jak dwóm znajomym, którzy wypili za dużo wódki. My, oczywiście, nie spożywaliśmy alkoholu. Wydurnialiśmy się przez ponad godzinę, a ja ani przez chwilę nie poczułam się idiotycznie, chociaż miałam świadomość tego, jak bardzo głupio się zachowuję. Zayn był nowo poznaną przeze mnie osobą, a zachowywałam się tak, jakbym znała go przez całe życie. Wbrew moim wcześniejszym obawom, nie czułam krępacji w towarzystwie mulata, nie bałam się wyluzować przy nim, pokazać, jak bardzo dziwna jestem naprawdę. I z tego, co zauważyłam, on również nie krępował się przy mnie. Po kilkudziesięciu minutach chłopak włączył jakiś kanał muzyczny, a ja wybiegłam na środek pokoju i zaczęłam drzeć się niemiłosiernie z daną melodią, mimo to, że nie znałam słów lecącej piosenki. Chwilę po tym dołączył do mnie Zayn, który krzyczał tak jak ja, a na dodatek zaczął odwalać coś, co od biedy można by było nazwać tańcem.
W rzeczywistości bardzo przypominało to nieudolne próby skakania przez gumę jakiegoś małego dziecka, które niedawno nauczyło się chodzić. Po jednej piosence opadliśmy bez sił na kanapę, wykończeni naszymi debilnymi czynnościami. 
-Zmęczyłaś się już? Tak szybko?- przekomarzał się. 
-A ty to niby co?- odparowałam. 
-Ja mam prawo. Stary już jestem, nie to co ty- zaśmiałam się z jego głupoty.
-Stary? Naprawdę?- spojrzałam na niego jak na idiotę. 
-No pewnie. Z resztą, za dwa lata sama zrozumiesz- wywróciłam tylko oczami, chcąc ukazać tym, za jak bardzo dziecinne uważam te rozważania- Chcesz coś oglądać?- spytał, i nie czekając na moją odpowiedź, wziął do ręki pilot leżący na stoliku, a następnie włączył telewizor. Skakał przez chwilę po kanałach, kiedy w końcu zatrzymał się na jakiejś stacji. Wybrał odpowiednią funkcję i na ekranie pojawił się opis filmu lecącego w danej chwili. Mulat czytał go z zaciekawieniem, jednak ja nie zwracałam na niego najmniejszej uwagi- Dobry film, możemy obejrzeć- skomentował po paru minutach.
-O czym?- spytałam. 
-Jakiś horror- odparł, a jego słowa potwierdził krzyk kobiety dochodzący z telewizora, który sprawił, że lekko się wzdrygnęłam. W jednej chwili mój dobry humor zniknął tak nagle, jak pojawił się wrzask aktorki. Przypomniałam sobie dzisiejsze południe, to, co było powodem mojego dziwnego zachowania i ucieczki do lasu. Przypomniałam sobie tę dziwną postać, dziewczynę, odbijającą się w lustrze... Na filmie widniała jakaś straszna scena. Nie zamierzałam jej oglądać, więc przymknęłam powieki. 

Patrzę w lustro, mój makijaż jest w porządku. Ale... Co to? Co odbija się tam, z tyłu? Wysilam swój wzrok, aby ujrzeć intrygujący mnie fragment odbicia. Zaraz... To jakaś dziewczyna... Ale co ona robi w łazience? Nie widziałam jej tu wcześniej, musi mieszkać w innym domku. Ale dlaczego, do jasnej cholery, jest jakaś taka... Rozmyta, niewyraźna...Tak, to chyba najodpowiedniejsze słowa, opisujące jej wygląd.  Powoli zaczynam napawać się lękiem. Odwracam głowę, aby wyprosić nieznajomą z łazienki, kiedy widzę coś, przez co mam ochotę krzyknąć. Nikogo tam nie ma... Z zaskoczeniem przenoszę wzrok na gładką, lustrzaną taflę i tym razem dostrzegam w niej tylko siebie samą. Czuję, jak włosy stają mi dęba. Boże... O co tu chodzi? Mam halucynacje? Kim jest ta dziewczyna? Czy ona w ogóle istnieje? Powolnym krokiem opuszczam łazienkę, jednak to, co widzę przed jej drzwiami sprawia, że nie potrafię już tłumić mojego okrzyku przerażenia, cisnącego się na moje usta od dłuższej chwili. 

-Rose... No co ty, śpisz już?- usłyszałam męski głos pełen niedowierzania, gdzieś obok siebie. Wolno otworzyłam oczy. Zaczęło trafiać do mnie to, co działo się wokół mnie.
-Co się stało?- spytałam.
-Zasnęłaś. Dosyć szybko- odparł chłopak i uśmiechnął się delikatnie.
-Naprawdę?
-Tak. Chcesz coś do jedzenia?
-Nie, dzięki- powiedziałam, mimo wielkiego głodu, jaki odczuwałam. Nie chciałam nadużywać gościnności Zayna, ale niestety, wydało mnie głośne burczenie w moim brzuchu.
-Jesteś pewna?- uśmiechnął się, a ja przeklęłam pod nosem. Chłopak zostawił mnie samą w salonie i poszedł w stronę kuchni. Ja za ten czas usiłowałam sobie przypomnieć, co mi się przyśniło. Coś strasznego, koszmar, ale jaki? Chociaż wytężałam swoją pamięć do granic możliwości, nie przyniosło to żadnych rezultatów. W końcu zrezygnowałam i spojrzałam na ekran telewizora. Film, który akurat leciał, przyprawił mnie o dreszcze. Horror… Wspomnienie dziwnego zdarzenia, mającego miejsce w łazience powrócił do mnie. Szybko chwyciłam pilot w moją drobną, kościstą dłoń i przełączyłam na byle jaki kanał. Czarnowłosy wracał z kuchni z wielką miską w jednej ręce i dużą butelką pepsi w drugiej.
-Już jestem- uśmiechnął się, kiedy odkładał trzymane przez niego przedmioty na stolik- Przełączyłaś?- spytał, kiedy usiadł na kanapie i zauważył, że ekran nie wyświetla już mrocznych horrorystycznych scen, lecz zabawne ale zarówno odrobinę głupawe klatki z jakiegoś komediowego filmu.
-Tak- odparłam krótko, po czym nalałam pepsi do obu kubków, z których kilka godzin temu piliśmy herbatę.
-Dlaczego? Boisz się horrorów?
-Zayn, jak długo spałam?- zignorowałam pytanie chłopaka.
-Nie wiem, maksymalnie jakieś piętnaście minut- odparł, a ja przytaknęłam- Nie martw się, przy mnie nic ci nie grozi- wymamrotał- Możemy włączyć tamten film z powrotem. Jak będziesz się bała, to mocno cię przytulę- puścił mi oczko.
-Nie boję się- skłamałam- Po prostu nie przepadam za horrorami, są nudne. Soliłeś?- zapytałam, wskazując palcem na wielką górę pop-cornu, leżącą w misce przyniesionej przez Malika. Chciałam, aby chłopak przestał drążyć temat horroru, więc za wszelką cenę starałam się zająć go mówieniem o czymś innym.
-Trochę- odpowiedział- Ale dlaczego nie możemy obejrzeć tamtego ho…
-Po prostu nie, nie chcę!- nie wytrzymałam- Ale jeśli tobie tak bardzo na tym zależy, to mogę sobie gdzieś iść, a ty za ten czas obejrzysz ten swój durny film!- byłam zdenerwowana na Zayna za to, że cały czas nalegał. Nie chciałam myśleć o dzisiejszym południu, ale miałam z tym małe trudności, szczególnie że on cały czas gadał coś o jakimś pieprzonym horrorze. Wstałam z kanapy i udałam się do wyjścia, kiedy poczułam mocny uścisk na moim nadgarstku.
-Czekaj- powiedział- Przepraszam, nie chciałem cie wkurzyć. Nie idź, coś ci się stanie. Rozumiem, boisz się. Możemy obejrzeć tą komedię, jeśli chcesz- odwróciłam się w jego stronę i zamierzałam się wykłócać o to, że wcale nie boję się horrorów, ale pomyślałam, że zabrzmiało by to trochę dziecinnie, a na dodatek chłopak mógłby wtedy przełączyć z powrotem na wcześniejszy film, a tego nie chciałam.
-Dzięki- uśmiechnęłam się nieśmiało i obydwoje usiedliśmy na wygodnej sofie. Zjedliśmy pop-corn bardzo szybko, a tak właściwie, to ja zjadłam. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo byłam głodna. Tłusta przekąska zrobiła swoje i poczułam się pełna. Film powoli mnie zanudzał, więc zaczynałam zasypiać. Kiedy moje powieki były już prawie zamknięte, moja głowa opadła bezwładnie na ramię mulata. Spojrzałam na niego kątem oka i dostrzegłam satysfakcjonujący uśmieszek na jego anielskiej twarzy. Byłam już tak zmęczona, że nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że chłopak objął mnie w pasie. Sama nie wiem, kiedy dokładnie zasnęłam.

*OCZAMI ZAYNA*
  
-Nie złapiesz mnie- pokazała mi język.
-Chcesz się przekonać?- zrobiłem krok w jej stronę, ale wydawało mi się, że ani trochę się do niej nie zbliżyłem- wręcz przeciwnie, dziewczyna stała jeszcze dalej, niż wcześniej- Zawsze wszystkie łapię.
-Ale mnie nie dasz rady.
-Tak? Jestem w tym mistrzem.
-Przestań się przechwalać i może zacznij mnie wreszcie gonić.
-Jak chcesz, ale nie licz na to, że dostaniesz jakieś fory.
-Nie potrzebuję ich.
-Przekonamy się- uśmiechnąłem się zadziornie.
-Więc może wreszcie się przekonajmy. Czekam tu i czekam, aż w końcu mnie złapiesz- zdecydowanie chciała mnie sprowokować. Ruszyłem w jej stronę bez żadnego ostrzeżenia, biegłem do niej dzikim pędem, a ona stała w miejscu. Mimo to oddalała się ode mnie, a ja nie wiedziałem, co mam robić. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Byłem bezradny… W końcu zatrzymałem się zdyszany, a dziewczyna była teraz w odległości o wiele większej niż wcześniej- Chyba nie idzie ci najlepiej- powiedziała.
-Zauważyłem- burknąłem zrezygnowany- Jesteś jakaś dziwna…
-Dlaczego?- spytała- Jestem po prostu inna. Zapamiętaj to, Zayn. Mnie nie dasz rady złapać, choćbyś nie wiem jak się starał.
-Nie rozumiem tego…
-Czego?
-Dlaczego nie mogę cię złapać?
-Nie mogę ci powiedzieć- odparła, po czym uśmiechnęła się tajemniczo- Jeszcze nie teraz…

***********Poza opowiadaniem***********
Cześć, kochani :* Na początek chciałabym Was straasznie przeprosić za to, że dopiero teraz dodaję ten Rozdział. Nie wiem, dlaczego nie dodawałam go wcześniej... Może po prostu nie miałam czasu... Jest on zdecydowanie krótszy od Rozdziału Drugiego, ale tak mniej więcej będą właśnie wyglądać moje Rozdziały. Ten wcześniejszy to jakiś wyjątek, sama nie wiem, dlaczego go jakoś nie skróciłam... ;) Na dodatek jest totalnie beznadziejny, przepraszam za wszystkie błędy, jakie zapewne się w nim pojawiły. Myślałam, że w moim życiu prywatnym zacznie robić się lepiej, a tymczasem jest coraz gorzej... Do moich starych problemów doszły dwa kolejne, więc trochę trudno jest mi w takim stanie pisać... Nie, przepraszam, już się nie użalam. Co do Rozdziału, to tak, wiem, że jest nudny i badziewny, ale na lepszy mnie nie stać. Przykro mi :c Postaram się, aby Czwórka pojawiła się trochę szybciej niż Trójka, ale niczego nie obiecuję. Chciałabym Wam serdecznie podziękować za wszystkie komentarze pod wcześniejszym Rozdziałem i byłabym bardzo wdzięczna, gdybyście pod tym również wyrazili swoje opinie <3 Nawet nie wiecie, jak bardzo to motywuje do dalszego pisania. Obiecuję, że jutro wejdę na Wasze wszystkie blogi i przeczytam Wasze nowe Rozdziały z wielką chęcią ;* Na koniec chciałabym spytać Was o dwie rzeczy: Czy chcielibyście, abym informowała Was o nowych Rozdziałach na moim blogu? A druga sprawa dotyczy tego, czy chcielibyście, abym założyła aska, na którym moglibyście zadawać swoje pytania bohaterom mojego FF? Oczywiście, jeśli nie podoba Wam się ten pomysł, po prostu to napiszcie- zrozumiem :) To chyba tyle, mam nadzieję, że zostawicie w komentarzach swoje szczere opinie co do Rozdziału i odpowiecie na moje pytania ;3 Kocham Was mocno,
Malikowa, xx